Szukaj na tym blogu

środa, 1 maja 2013

O porażce trzynastozgłoskowcem czyli radosnej twórczości ciąg dalszy

To nie będzie taki tradycyjny post. To nie będzie nawet opinia na temat nowych wydarzeń. Chciałabym, żeby tak było, chiałabym powrócić do nawyku pisania może niekoniecznie co dwa dni, ale regularnego, za każdym razem, kiedy coś się dzieje godnego skomentowania. Tym razem jednak będzie to mały dodatek do poprzedniego wpisu na temat nagłej zmiany hierarchii w europejskim futbolu, jaki pokazały nam pierwsze mecze półfinałowe Ligi Mistrzów, trochę bardziej artystyczny, niż merytoryczny (choć nie wiem, czy "artystyczny" to dobre słowo, bo sztuką to ja swojej radosnej twórczości nie nazwę).

Otóż cofnijmy się w czasie o tydzień. Mamy poranek 24 kwietnia, środę i pewna młoda, nie do końca zwyczajna fanka FC Barcelony jak każdego dnia wybiera się do swojej szkoły. Dzień nie jest jednak w rzeczywistości taki sam jak każdy - poprzedniego dnia kataloński klub został zniszczony przez monachijską maszynę w półfinale Ligi Mistrzów i dziewczyna nadal nie może się po tym pozbierać, jadąc tramwajem z krwawiącym sercem, nieświadoma jeszcze, w jaką radość wprawi ją tego wieczoru Robert Lewandowski. Z trudem przeczekuje kolejne godziny, nie będąc w stanie skupić się na niczym, kiedy nagle dociera do niej, że ostatnią lekcją tego dnia jest w planie polski. Jej umysł ścisły stwierdza wyraźnie, że gorzej już być nie mogło - co jak co, ale po tak bolesnym wieczorze ostatnie, co mogłoby jej tkwić w głowie, to szóstą lekcję z rzędu analizować cierpienie Jana Kochanowskiego w "Trenach" i jego rozważania na temat tego, czy poezja jest w stanie przynieść ukojenie w bólu. Zaraz, moment, mówicie że co? Hmmm, w takiej chwili spróbować trzeba wszystkiego...

"Tren VIII - Champions League Update"

Wielkieś mi uczyniła pustki w sercu moim
Niepokonana Barco, tym zniknieniem swoim.
Jedenastu, a jakby nikogo nie było,
Nawet talentu Leo chyba coś ubyło.
Gdzie podania tak piękne i te prostopadłe?
Triki Iniesty z Xavim, nagle jakby zbladłe?
Gdzie słynna tiki taka, styl tak podziwiany
Na arenie w Monachium nagle zapomniany?
Gdzie te zwycięskie finały Champions League? Gdzie te czasy
Kiedy Real z United leżał u stóp naszych?
Gdzie magia? Gdzie potęga? Gdzie sny o pucharze?
Gdy cała wola walki nadal w autokarze?
Wszystkie plany zdmuchnęła niemiecka precyzja,
Wymówką nie jest nawet sędziego decyzja.
Dominacja Bayernu widoczna wspaniale,
Nie dla nas są jak widać plany gry w finale
Pozostaną wspomnienia, sukcesy dawnych lat,
Finały i mistrzostwa pamiętane przez świat.
Zwyciężają najlepsi, taka kolej rzeczy,
A że Bayern był lepszy - nikt już nie zaprzeczy.
Nie ma już Barcy z Wembley i jej dawnej glorii,
To koniec naszych marzeń o miejscu w historii.

_________________________________________________________________

Może arcydzieło to to nie jest, ale cóż - nie jestem poetką, nie jestem nawet umysłem humanistycznym, a lekcje polskiego to dla mnie cierpienia, toteż samym sukcesem dla mnie jest już to, że udało mi się mniej więcej przekazać moje odczucia, przy okazji trzymając się jednakowego sylabizmu (na punkcie czego obsesję ma moja polonistka). No cóż, kiedy ostatni raz dzieliłam się tu moją radosną twórczością, wspomniałam, że teraz już tylko czas na hymn pochwały dla Barcy po jakimś genialnym meczu. Genialnych meczów w Katalonii coraz mniej (choć wciąż mam nadzieję, że dzisiaj jednak jeden z nich nastąpi), toteż pozostaje - zamiast wychwalać zasługi - utworzyć trochę poezji żałobnej. Choć poezją mimo wszystko nadal bym tego nie nazwała, mimo że jest już bardziej artystyczne, niż moja poprzednia rymowanka. No cóż, tylko na tyle jak widać mnie stać. Po prostu jestem na tyle głupia, żeby próbować to publikować.

Ale jeśli jednak termin poezji dałoby się pod moje wypociny podpiąć, miałoby to jedną wyraźną zaletę. Mam już odpowiedź na analizy i interpretacje mojej polonistki. Bo tak, owszem, utworzenie czegoś takiego bardzo skrwawionemu sercu pomogło.

No chyba, że to jednak był Lewandowski... :)