Szukaj na tym blogu

środa, 7 grudnia 2011

Zaczynając od końca, czyli faza grupowa Ligi Mistrzów – część 1

No dobrze, może nie tak bardzo od końca, bo to nie będą przemyślenia na temat tej kolejki idące wstecz aż do meczu numer  1. Po prostu tak się złożyło, że a momencie, kiedy bloga właśnie założyłam, faza grupowa akurat się skonczyła – a wraz z tym pojawiły oczywiście przemyślenia, tak więc wszystko co sądzę na ten temat:

- po pierwsze: tak, wiem, że tak naprawde faza grupowa jeszcze się nie skonczyła. Wiem, że zostały jeszcze meccze pozostałych 4 grup. Ale te pierwsze 4 grupy (albo ostatnie? W końcu to grupy E-H. Jak widać LM też zaczyna od konca ^^) i tak przyniosły tyle przemyśleń, że spiszę je wszystkie dzisiaj, natomiast część drugą wyprodukuję jutro, jak już 8 ostatnich meczów faktycznie obejrzę .
-po drugie:tak, właśnie, obejrzę 8 meczów. Te 8 meczów tez ogladałam. Oczywiście, nie wszystkie w całości, leciały naraz więc byłoby mi z tym ciężko :). Po prostu w tym przypadku wyjątkowo, zamiast kierować się tym, co lubię najbardziej i po prostu obejrzec młodzież z Barcelony, postanowilam prześledzić ostateczne rozstrzygnięcia poprzez coś takiego jak Multiliga, czyli dla niewtajemniczonych – sledzimy wszystkie 8 meczów naraz, na dole widzimy wyniki, w jednym czasie ooglądamy tylko jeden mecz a odpowiedzialna za to osoba przenosi nas z meczu do meczu w zalezności od tego, gdzie akurat najwięcej się dzieje. Oczywiście oznacza to że mecze oglądałam fragmentami, tak więc gdyby moja wiedza na temat jakiegoś meczu była niepełna, to właśnie przez to.

A więc czas na faktyczne przemyslenia. Będę szła grupami i mimo tytułu nie zacznę wcale od końca - to była kuszaca propozycja, ale inne powiedzenie mówi żeby najlepsze zostawiać na koniec :), więc skorzystam z tradycyjnej kolejności:

Grupa E

Na początek troche faktów, czyli tabela końcowa grupy:
1Chelsea FC 11 pkt
2Bayer 04 Leverkusen 10 pkt
3Valencia CF 8 pkt
4KRC Genk 3 pkt

Mecze ostatniej kolejki:

1.       Chelsea 3:0 Valencia
Moje przemyślenia? No więc nie mam nic do Chelsea, ale mimo to trzymałam kciuki za Valencię. Trzymałam przede wszystki  dlatego że mimo wszystko ją lubię, że w kilku meczach, które widziałam, zrobiła na mnie naprawdę bardzo dobre wrażenie i chciałam żeby przeszła dalej. Ale również grała tu rolę moja inna cecha, to, że lubię niespoziewane rozstrzygnięcia i sensacje turniejów, to, że kiedy w jakims meczu grają dwie drużyny do których mam w miarę neutralny stosunek, z reguły podświadomie trzymam kciuki za tą teoretycznie słabszą. A już szczególnie lubię takie rozstrzygnięcia na szeroką skale miary odpadnięcia z turnieju, dlatego – bez obrazy dla ich kibiców – bardzo ucieszyłabym się, gdyby po fazie grupowej z Ligą Mistrzów pożegnałby się tak wielki klub jak Chelsea. (Oznaczałoby to też dla londyńczyków gre w LE i szansę na przyjazd do Warszawy na mecz z Legią, ale w tym momencie możemy o tym zapomnieć). Dlaczego tak mam? Nie mam pojęcia, może to ta polska mentalność, może to przez to, ze będąc już wprawionym w oglądanie meczow teoretycznie dużo silniejszej drużyny ze słabszą (polską) i liczenie na to, że jednak wolą walki i desperacją uda im się ostatkami sił wyrwac zwycięstwo ui coś osiągnąć mimo braku umiejętności, potrafię wczuć się w kibiców drużyny która tez jest skazywana na porażkę i chce sprawić niespodziankę? Całkiem możliwe. Mimo wszystko jednak, oglądając takie mecze, powinnam być tez przyzwyczajona do tego, że jednak mimo wszystko w znacznej większości przypadków zespół teoretycznie mocniejszy okazuje się być również praktycznie mocniejszy i zwycięża, a już prawie zawsze dzieje się tak kiedy i tej mocniejszej drużynie zalezy na zwycięstwie, kiedy i dla niej jest to mecz o śmierc lub życie. I tak właśnie też było w tym przypadku, tylko ja się za bardzo nastawiłam na to, że może będziemy mieli sensację, bo w końcu „Valencia nie taka słaba, do awansu wystarczy im bramkowy remis, a jeden taki już udało jej się ugrać, ba, urwała remis nawet Barcelonie (z tego akurat się nie cieszę :)), to i teraz może sobie poradzi, mimo, że grają na obcym terenie…” Pierwsza bramka bardzo szybko zweryfikowała moje poglądy, mówiąceodtąd że „Chelsea w sumie też zalezy na awansie i to pewnie nawet bardziej, trzeba było się liczyć że zrobią wszystko by wygrać”, ale wciąż liczyłam na to, ze Valencia wyrówna, „to w końcu tylko jedna bramka…”. Druga bramka jeszcze bardziej obniżyła moją nadzieję, aczkolwiek cały czas pamiętałam „no, nie takie rzeczy się odrabiało, to jeszcze nie koniec..”. Trzecia bramka jednak wyjaśniła wszelkie wątpliwości. Chelsea było po prostu bardziej zdeterminowane, bardziej zalezało im na zwycięstwie (bo i bardziej go potrzebowali), no i przede wszystkim grało duzo lepiej i zasłużenie awansuje z pierwszego miejsca.
Przynajmniej z tego co widziałam, bo tutaj muszę stwierdzić że to głównie ten mecz był powodem, dla którego zdecydowałam się ogladać Multiligę zamiast klasycznie Barcelony, i pan dziennikarz z Multiligi sprawił że już więcej tak nie postapię, pokazując takie marne fragmenty meczu, że naprawdę moja opinia może tutaj wcale nie być poprawna, może w pozostałych fragmentach to Valencia dominowała i zasłużyła na lepszy rezultat? Wiem, że miała przewage w posiadaniu piłki (chyba), statystyki strzałów to minimalna przewaga Chelsea, takie statystyki jak rzuty rozne na korzyśc Valencii… niestety statystyki nie oddają z reguły pełnego obrazu gry, no i jedyne co mogę powiedzieć  na koniec to że na podstawie tego co wiem, Valencia walczyła dzielnie, próbowała, ale jednak po prostu nie była w stanie zatrzymać druzyny, która od chwili losowania miała być liderem grupy i tak właśnie zakończyła.
(Aha, jak już jestem przy tym meczu to skorzystam z okazji i wysyłam pozdrowienia dla Ady, która przekonywała mnie żebym tego bloga założyła i pewnie wczoraj się cieszyła podwójnie, ze zwycięstwa nie tylko Barcelony, ale tez i Chelsea ^^)

2.       Genk  1:1 Bayer
Teraz będzie duzo krócej, obiecuję :). Bo i niewiele można o tym meczu powiedzieć. Wszystko było już pewne – Bayer ma awans, Genk gra tylko o honor, skonczyło się remisem. Jedyne, co tu mi się kojarzy, to to, że piłkarzem Genku jest były bramkarz Jagiellonii Sandomierski, i teraz już wiem, dlaczego grzeje ławę. To znaczy, w przenośni oczywiście :). Po prostu to nie jest klub z polską mentalnością. A wydawało się, że jednak – w LM zagrał typową polską taktyką mecz otwarcia – mecz o wszystko – mecz o honor, poza faktem że meczów grał 6 a nie 3 więc było to rozłozone trochę bardziej :). Tyle że Genk stwierdził, że skoro już gra ten mecz o honor, to spróbuje przynajmniej ten honor wygrać, i walczył ambitnie, nawet przez wiekszość czasu prowadząc, a zwycięstwo dając sobie wydrzeć dopiero w ostatnich minutach. I to go właśnie od naszych cudownych Polaków różni :)

Grupa F

1Arsenal FC 11 pkt
2Olympique de Marseille 10 pkt
3Olympiacos FC 9 pkt
4Borussia Dortmund 4 pkt

Mecze ostatniej kolejki:

Borussia 2:3 Olympique
Oj, w tej grupie to się działo… Ale czego tu się spodziewac, jeśli do ostatniej chwili teoretycznie wszystkie drużyny miały szanse na awans? Tutaj niestety mamy też potwierdzenie mojej teorii z meczu Genku, ponieważ mamy tutaj mecz, gdzie polski piłkarz faktycznie gra, ba, robią to samo dwaj inni polscy piłkarze…  Efekt jest taki, że mecz, który teoretycznie meczem o honor wcale nie był (warunki awansu BVB były co prawda tak nierealistyczne, że ciężko było wierzyć, że cokolwiek ugrają, ale matematyka cały czas upierała się, że szanse sa, więc uznajemy to jako „mecz o wszystko”. Kolejny, po tym jak w każdej kolejce wydawało się że Borussia szanse na awans straci a mimo to cudownie je zachowywała), został i tak przegrany. Ale w jaki sposób! Początek był dla Borussii tak dobry, że nawet ja  zaczynałam wierzyć, że może jeszcze coś tam ugrają ( no, przynajmniej kiedy nie spoglądałam na wynik meczu w Pireusie :)), ale bramka kontaktowa wszystko zmieniła. Prawdopodobnie przez to, że była bramką do szatni, bo to zawsze wpływa na morale drużyny i może odmienić druga połowę. Tak zreszta zrobiła, BVB zaczęło grac słabo, OM zaczęło grać lepiej, mimo tego bramki nie padały i wydawało się, że z wyniku najbardziej zadowolony będzie Olympiakos, a BVB zachowa przynajmniej ten osławiony honor, wygrywając niedostatecznie, aby cokolwiek osiągnąć, ale jednak wygrywając. I wtedy właśnie ta dramatyczna koncówka, bach, bramka wyrównująca, bach, bramka na prowadzenie i OM jest w fazie pucharowej, hura, hura… No dobra, przesadziłam, dramatyczna to była chyba tylko dla kibiców OM lub Olympiakosu, reszty to raczej nie dotyczyło, no chyba że ktoś lubi sensacyjne zakończenia. Zaraz…. Czy ja czegoś na ten temat przypadkiem nie mowiłam? :). Ano tak ^^. I to jest jeden z powodów, dla których mimo że jako osoba wspierająca Polskę i Polaków liczyłam na lepszy efekt bytności BVB w LM, jakoś wcale nie byłam po tym meczu zawiedziona. Drugi z nich, to fakt powiązany z kolejna moją nietypową cechą, otóż jestem chyba maniaczką deżawi jako że bardzo lubię szukać alnalogii i podobieństw miedzy róznymi meczami które nie mają ze sobą nic wspólnego. No i ten mecz własnie przypomniał mi o jednym z moich ulubionych meczy, Spartak-Legia w Moskwie o awans do LE. Teraz widzicie podobieństwo? Poczatek gospodarzy bardzo dobry, szybkie dwie bramki które wydawały się rozstrzygnąć powoli o meczu i nagle bramka kontaktowa przywracajaca nadzieję i zagrzewająca do walki przyjezdnych, którzy w końcu wyrównali i kiedy już się wydawało, że żadna z drużyn nie skonczy korzystnie (w tym meczu remis dawał awans Grekom, w sierpniowym tylko dogrywkę ale to nadal nierozstrzygnięcie), w ostatniej chwili goście kończą odwracać losy spotkania strzelając zwycięską bramkę i zdobywając awans! Tadam, wróciły wspomnienia? Mi bardzo, dlatego w sumie, to cieszyłam się razem z fanami Marsylii, wiem co teraz czują ^^. Ostatni powód, to kolejny z „paradoksów Polaków w LM”, powstających głównie przez to, że sama obecnośc Polaków w LM jest tak zaskakująca, że zakrzywia rzeczywistośc J. Kolejkę temu był już osławiony przez zczuba.pl  „paradoks meczu BVB z Arsenalem”, mowiący, że dla nas Polakow fajnie by było, żeby Kuba, Lewy i Piszczek jak najwięcej strzelili, ale równie dobrze fajnei by było żeby Szczęsny zachował czyste konto :). (Rzeczywistość dość brutalnie rozwiązała ten paradoks, nie spełniając ani jednego ani drugiego :(). W tym tygodniu mamy znany już od dawna paradoks z udziałem tylko Borussi, mówiący, że fajnie by było, żeby Borussia awansowała, bo to zawsze rozwój naszej trójcy z BVB, ale też fajnie by było, żeby odpadła, bo wreszcie Polsat będzie pokazywał normalne, lepsze mecze, a nie ciagle tylko „Polaków…”. Choć to bardziej ina Polsatu niż Borussi samej w sobie… To ja już nie wiem o.O
Aha, i na koniec, jak kogoś te argumenty i tak nie przekonują, to co? Zawsze mamy to jedno, realn pocieszenie. Jakby nei było, to otwierająca wynik meczu bramkę, która wpłynęla na jego dalszy przebieg, strzelił nie dośc, że po podaniu Lewego, to jeszcze Kuba. Nadal jestescie pewni, że odejdzie?
Olympiakos 3:1 Arsenal
Ten mecz był bardzo powiązany z poprzednim, więc co trzeba było o nim powiedziec, już powiedziałam, to te wszystkie „muszą osiągnąć to i to I LICZYĆ NA TO, ZE…” prowadzą do takich mieszanych rozważań. Dlatego oddzielnie mogę powiedzieć tylko tyle że.. rezerwy Arsenalu, które ostatnio dzielnie walczyły z Man City, tym razem nie dały rady Grekom, taka to już jest niestałość w piłce nożnej. Tyle, że to zwycięstwo Olympiakosowi nic nie dało, i teraz jak sobie tak pomyślę przez co przeszli kibice pireuskiego zespołu (taki jest przymiotnik od Pireus? :)), cały czas dostając newsy, że BVB gra „pod nich” w meczu w praktyce jednak o honor prowadzac z OM, po zakończeniu meczu będąc przekonanym, że wywalczyli awans, i nagle słysząc o bramce Valbueny w samiutkiej końcówce, przez która zagrają tylko w LE? W Grecji najpewniej dramat. Ale co mogę powiedzieć, trzeba było jak był czas pokonać Borussię. Olympiakos miałby awans, a polskie media nie dmuchałyby tak balonika, otwarcie przyznajac, że przynajmniej polskie trio w Borusii wyćwiczy się trochę w tym, co w reprze będą grać bardzo często. W meczach o honor :).
A na koniec nieco szokujące stwierdzenie, że właśnei w tej grupie, grupie która wydawała się najbardziej zwariowana, w której sytuacja do ostatniej chwili była tak pokomplikowana jak to tylko się dało, rezultat jest taki, jak by to wynikało z teorii. Druzyna losowana z 1 koszyka – na 1 miejscu, z 2 – na 2, z 3 - 3 i 4 – 4. Paradoks :)

Grupa G

1APOEL FC 9 pkt
2FC Zenit St Petersburg 9 pkt
3FC Porto 8 pkt
4FC Shakhtar Donetsk 5 pkt

Mecze :

1.       Porto 0:0 Zenit
Czyli największy powód, dla którego zaczełam nienawidzić Multiligi. Ja wiem, że to był bezpośredni mecz o awans, że zapowiadał się dobrze, ale zakończył się jako najnudniejszy mecz z tych 8 i naprawdę można to było przewidzieć! Nie, szanowni państwo z Multiligi i tak musieli co chwile wracać na Estadio Dragao (dobrze napisałam? :)) i sprawdzać, jak ta rywalizacja, chodziaż widać było, że bardziej się nie rozwinie, bo Zenitowi zalezy na remisie i po prostu wybija co się da, zreszt a Porto tez zbyt składnych tych ataków nie tworzy.  A w innych meczach to co, tylko bramki jak padna, to pokazać, bo reszta nieinteresująca? No, może jeszcze grupę F, bo jednak jest pseudopolska, to trzeba. Ech, powinnam była po prostu jak człowiek włączyć Barcelonę, a nie chrzanic się ze wszystkim. I mniej pisania by było, i ciekawszy mecz bym obejrzała.  Żeby chociaż efekt lepszy.. a tu 0:0 daje remis Zenitowi… Ruscy idą dalej…  Jestem Polką, nie lubie ruskich xD. 

2.       APOEL 0:2 Szachtar
No dobra, tutaj może będzie trochę pisania, ale raczej nie o samym meczu, jako że to był najlepszy z całej ósemki przykład meczu o nic. APOEL pewny 1 miejsca, Szachtar pewny ostatniego, meczo o wielkie puste ZERO. No dobra, jest ten cały honor…. Ukraińcy tez grają mecze o honor? To już widać po co nam wspólne Euro… :). Tyle że Ukraińcy też te mecze wygrywają. I to nawet dosyć przekonująco. Co jest podwójnie smutne, bo jak to, już wszyscy poza nami radza sobie w meczach o honor? No i my Polacy straciliśmy jedną pozytywną satystykę, jeśli o rewelacje LM chodzi. Taka rewelacją jest tu bezdyskusyjnie APOEL, o tej rewelacji jeszcze trochę pogadam, natomiast do wczoraj jedyną drużyną która wygrała z APOELem w całej jego tegorocznej przygodzie z Ligą Mistrzów była – jakkolwiek by to teraz dziwnie nie brzmiało – Wisła Kraków. Tak, ta sama, która teraz ma w LE podobna sytuację jak Borussia w LM, mecz tylko teoretycznie nie o honor (w sumie stopień polskości mają podobny… :)) ale to już chyba znowu inna historia). Do wczoraj była jedynym pogromcą tegorocznej rewelacji LM. Od wczoraj zrobił to też Szachtar, i to większa liczbą bramek i na ich stadionie. Ukraińcy znowu zrobili cos lepiej… Hmm, a znacie tą historyjkę, że wszystkie wielkie druzyny na Euro wolą mieszkac w Polsce niż na Ukrainie? To przypomnijcie ją sobie, bo jeszcze wpadniemy w kompleksy :). A o APOELu jako rewelacji LM? Nie, nie chce mi się teraz o tym pisać.. Kolejny raz słyszeć historię o tym, jak to Wisła miała takiego „łatwego rywala” i „szczęście w losowaniu”, jak to byliśmy „3 minuty od LM”, moje pocieszenia samej siebie, że może w LE Wisła coś ugra, a LM to same pogromy, a tak to APOEL będzie dostawał a Wisła walczyła o wysokei pozycje, wreszcie obserwacje, jak to dzieje się totalnie odwrotnie, jak APOEL robi rzeczy o których żadnej polskiej drużynie się nie śniło… Nie, dziękuję, to bardzo niemiłe. Wróćmy może do sytuacji jak w meczu BVB – OM i pogadajmy o Legii? :) A, przypominam jeszcze, że taka Kopenhaga, której Polacy tak się bali, gdy Wisła losowała rywala w playoff, w tej chwili ma wielkie problemy w wyjściu z grupy LE. Czyli tak jak Wisła…  -.- . Hmm.. to ja już nie wiem, co sądzić o naszej grupie Euro, jak widzę, jacy z nas znafcy losowań…. -.- .

Grupa H
1FC Barcelona 16 pkt
2AC Milan 9 pkt
3FC Viktoria Plzeň 5 pkt
4FC BATE Borisov 2 pkt

Mecze:

1.       Viktoria 2:2 Milan
Wspomnianą Kopenhagę do LE zesłała właśnie Viktoria. Viktoria, której od początku |LM dobrze życzyłam. Po perwsze dlatego, że jako druzyna rankingowo słabsza nawet od wielu polskich klubów, niedoceniana, przeszła wszystkie fazy kwalifikacyjne i zadebiutowała w tej wyczekiwanej LM. Poza tym po prostu lubię Czechów, często jeżdżę do Czech na narty, czeski język zawsze mnie śmieszył J, dlaczego miałabym źle zyczyć naszym południowym sąsiadom? Poza tym zaraz po losowaniu stwierdziłam, że gdyby gdzieś w czwartym koszyku błakała się jakas polska druzyna, życzyłabym jej właśnie takiej grupy, jaka ma Viktoria –nie mając szans na wyjście z grupy, bo bedąc na to po prostu obiektywnie za słabym, trafienie na 2 drużyny zajebiste marketingowo, sprowadzające za sobą miliony kibiców, umożliwiające ogromne wypromowanie się i przy okazji również zarobienie dużych pieniędzy, a przy tym trzecia drużyna, najsłabsza jaka była w 3 koszyku, spokojnie umożliwiająca walkę o kontynuowanie gry w LE.  I to tez Viktorii się udało, kończąc zresztą w pięknym stylu, nie szkodząc grającemu już i tak o pietruszkę Milanowi, za to radząc sobie z nim w ostatnich minutach, w ten sposób dziękując własnej publiczności za wsparcie i kończąc pięknie przygodę w LM. Że co mówicie? Że Viktoria nie pokonała Milanu, tylko zremisowała? No proszę, a gdyby Legia, albo Wisła, albo jakakolwiek polska drużyna, grała z tak klasową drużyną jak Milan, nie traktowalibyście remisu jak najcenniejszego zwycięstwa?

2.       Barcelona 4:0 BATE
No i jak już wspomniałam, najlepsze zostaje na koniec :). I teraz trochę żałuję, bo jak widzę ile napisałam, to czuję, że powinnam się streszczać, a o Barcelonie, to ja mogę pisać godzinami i niewykluczone ze faktycznie tak będzie… :). No dobra, nie będzie, będę zwięzła jak tylko mogę :D Ale żeby zacząć od złych rzeczy, to… no dobra, jedyną złą rzeczą jaką tu widzę, jest to, że zdecydowałam się oglądać Multiligę, zamiast tego właśnie meczu, jako że szanowni państwo w Multilidze pokazywali, co się dzieje na Camp Nou, tylko wtedy, gdy padała bramka. A już słyszę te zachwyty, już wiem, że warto było. Bo i jest czym się zachwycać – już od dawna liczyłam na to, że w ostatnim meczu z BATE Guardiola wystawi młodziaków z La Masii, żebym mogła wreszcie zobaczyc jak grają, bo niestety Barcy B nigdzie transmisji nie znajdę, nie ma w Polsce transmisji z Segunda Division. No i nie wykorzystałam okazji. Ale mimo wszystko jak słyszę, co o Barcelonie mówią, to i tak się cieszę, bo i było to coś niesamowitego – wystawić skład jeśli dobrze liczę samych wychowanków, z 2 zawodnikami podstawowego składu i to tez nie aż tak podstawowego, a i tak wygrac 4:0, dokonując najwiekszego pogromu z 4 kolejki (przynajmniej z wtorku)  – tak potrafi tylko Barcelona :). I to mimo to, że BATE potęgą nie jest, to jest wynik tylko o 1 gol mnijeszy niż pierwszy skład, to jest drużyna, która spokojnie poradziłąby sobie w Lidze Europy. O tak, przypatrzcie się na tych zawodników, bo za kilka lat to będą gwiazdy :). No dobra, ja już się przymykam, jak wejdę w tryb psychofanki to będziecie wszyscy mieli mnie dość, więc wole skończyć. I tak już za dużo się nagadałam :)

Dobra, dobra, a wiec.. jeśli nadal nie zraziliście się do mojego słowotoku, to jutro będzie moja historia o drugiej cześci LM ^^. Ale tym razem już krótsza, i to nie jest tylko głupia obietnica ^^. Jeszcze większy szacun dla tych, co to wszystko czytali ^^

Ula

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz