I mamy na to świetne dowody, a jednym z nich - wczorajsze starcie Polaków z Rosjanami. Starcie, w którym każdy racjonalnie myślący człowiek nie dawał nam szans, patrząc na to, jaki łomot sprawili Rosjanie Czechom przy wcale nie tak złej grze naszych południowych sąsiadów, albo na nasze frajersko utracone zwycięstwo z Grecją przy wcale nie tak dobrej grze zawodników z południa Europy, czy nawet patrząc po tym, jak Czesi może nie najłatwiej, ale jednak poradzili sobie ze wspomnianymi już Grekami. Zresztą, te trzy mecze już wyraźnie pokazały, że jeśli by trzymać się zasady "A wygrywa z B, B wygrywa z C, więc A na pewno wygra z C" - powinniśmy od Rosjan zebrać ostre cięgi.
Na szczęście, w piłce, czy nawet ogólnie w sporcie, były już setki, jeśli nie tysiące dowodów, że ta zasada się nie sprawdza i że teoretycznie słabszy zespół może walczyć z silniejszym jak równy z równym albo wygrać z nim potyczkę. To jest właśnie piękno piłki, ta jej nieprzewidywalność, i to ona daje kibicom słabszych ekip nadzieję, że kiedyś nawet Cracovia pokona Barcelonę.. okay, teraz trochę przesadziłam :D. Ale na mecz taki jak Polska - Rosja niespodziewalność piłki powinna wystarczyć i na to liczyli niepoprawni optymiści w naszym kraju. Ci mniej liczący na szczęście wyszukiwali słabych punktów Rosjan i udowadniali, że są pewne aspekty w których możemy znaleźć przewagę, reszta polskich malkontentów mruczała coś o 5:0, a pod koniec wszystko i tak zweryfikowało boisko.
I to jak zweryfikowało! Jeśli w pierwszej połowie meczu z Grecją byłam pozytywnie zaskoczona grą polskiej kadry, to po meczu z Rosją nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Co prawda wynik był taki sam, ale i przeciwnik trudniejszy, i styl jego osiągnięcia lepszy, bo w tym meczu wreszcie mogłam być dumna z walki biało-czerwonych, z serca, jakie włożyli w mecz, z zaciętości, z jaką nie odpuszczali nawet na jeden metr boiska, z tego, że wreszcie było widać że zrobią wszystko by osiągnąć na tym stadionie korzystny wynik. Ze spokoju, jakiego od dawna nie widziałam w polskiej defensywie, przez którą Rosjanom ciężko było się przedrzeć, z wielokrotnie zwyciężanych pojedynków główkowych przy rzutach rożnych, z całkiem składnych akcji ofensywnych, jakie zdarzały się Polakom, z bramki Błaszczykowskiego, nie wiem czy nie najpiękniejszego jak na razie gola turnieju (cóż to była za podkręcona piłka!). I to w spotkaniu z kim, z Rosją, faworytem grupy, która rozbiła w piątek Czechów, która zachwycała się wtedy cała piłkarska Europa, która zaczynała czuć się na tyle pewnie, że śmiało mówili o powtórzeniu sukcesu sprzed czterech lat (przypominam - brązowy medal!). Z tą Rosją Polska zagrała nawet nie jak równy z równym, ale nawet mogę się pokusić o stwierdzenie, że była w tym meczu lepsza!
I właśnie dlatego, mimo że przed meczem remis brałabym w ciemno, to teraz czuję lekki niedosyt. Czuję niedosyt dlatego, że to kolejny już remis, który gdyby był zwycięstwem na pewno nie byłoby to niezasłużone bądź niesprawiedliwe. Dlatego, że po raz kolejny mieliśmy wiele niewykorzystanych okazji, z których najważniejszą był gol ze spalonego, dlatego, że po raz kolejny ostrzeliwaliśmy bramkę przeciwnika bez większych rezultatów w postaci bramek, tyle było niedokładnych zagrań czy zablokowanych dośrodkowań Kuby, a te strzały Boenischa bez przymiarki, nad poprzeczką - nie zliczę!. Ale tym razem przede wszystkim nie z powodu naszych okazji, a z powodu okazji przeciwników, a raczej ich braku. Zagraliśmy konsekwentnie w obronie i poza golem, nie przypominam sobie zbyt wielu klarownych ataków na bramkę Tytonia, a nawet jeśli już takie się zdarzały, to były pewnie bronione. Nawet stracony gol był można powiedzieć, dość przypadkowy - padł po zamieszaniu w polu karnym, następstwie rzutu wolnego podyktowanego za w sumie niepotrzebny faul, i tutaj właśnie jego szkoda bardziej niż niewykorzystanych okazji, bo gdyby wtedy trochę bardziej pilnować sytuacji, mielibyśmy teraz jakże cenne zwycięstwo.
Cenne tym bardziej, że wtedy nawet remis z Czechami dawałby nam awans do ćwierćfinału. W tej chwili, żeby wyjść z grupy, w następnym meczu absolutnie musimy wygrać i jest to jedyny warunek. Żadne inne wyniki nas nie obchodzą, zwyciężamy we Wrocławiu - mamy awans, remisujemy lub przegrywamy - odpadamy. Proste i logiczne. I tego właśnie się obawiam. Bo do tej pory, kiedy warunki były pokręcone i nielogiczne i zależały od miliona czynników, jakimś cudem udawało nam się je spełnić (jak wspominana przeze mnie już miliony razy Wisła w LE) - kiedy wszystko zależy tylko i wyłącznie od nas, mam dziwne złe przeczucie, że może się nie udać. Mimo, że nietrudno zgadnąć, że jeśli pokażemy taką grę jak przeciwko Rosjanom, z Czechami powinniśmy spokojnie dać radę, to jednak martwi mnie nasza nieskuteczność i to, że nie wykorzystujemy dogodnych okazji, i właśnie przez to mam to wrażenie, że zamiast będącego spokojnie w naszym zasięgu zwycięstwa, może przydarzyć się kolejny remis, tyle że już niekoniecznie zwycięski. A wtedy będzie jeszcze bardziej szkoda tych dwóch remisów, bo obydwa spokojnie - przy odrobinę lepszej skuteczności - mogły być zwycięstwami. I o to samo się boję, jeśli chodzi o sobotę - że będziemy lepsi, będziemy dominować, ale przez nieskuteczność zremisujemy, zamiast wygrać, i marzenia nasze runą.
Ale wolę nie zapeszać, a więc teraz puk, puk w niemalowane drewno, to była identyfikacja potencjalnego ryzyka. Teraz trzeba je powstrzymać i nie dopuścić, żeby do tego doszło. Panie Smuda, najbliższe 4 dni ćwiczymy skuteczność, skuteczność i jeszcze raz skuteczność, a w sobotę ogrywamy Czechów, wychodzimy z grupy i osiągamy największy polski sukces na Euro w historii. Proste? Proste.
Stwierdzam prawie zgon bo remis z Rosją, a za jakąś godzinę stwierdzę zgon bo wyjście z grupy :D. Naprawdę zadziwił mnie ten wynik, myślałam, że Rosja ogra nas jak Czechów. Chociaż potajemnie liczyłam na 2:1 dla nas, no ale 1:1 z Rosją mnie satysfakcjonuję tak jak to 2:1, także ja pretensji nie mam i nikt mnieć nie powinien ;).
OdpowiedzUsuństwierdzam brak zgonu bo porażka ^^ Ale i tak nie było najgorzej, naprawde nie ma co narzekać i czekamy na mundial 2014. Bo kompromitacji mimo wszystko nie było, a potęgą nie jesteśmy i nigdy nie bylismy wiec nie ma co narzekać.
Usuń