- zdrowia Carlesa Puyola;
- nadziei Arsene'a Wengera;
- wytrwałości Sir Alexa Fergusona;
- kondycji finansowej PSG;
- wiary Liverpoolu;
- prezentów trafionych celniej niż podania Xaviego i Iniesty;
- szczęścia zdecydowanie większego, niż miał Real przy losowaniu 1/8 LM;
- przyjaciół wiernych jak Alessandro Del Piero Juventusowi;
- spełnienia wszystkich marzeń, choćby wyczekiwanych jeszcze dłużej niż polski klub w Lidze Mistrzów;
- więcej szczęśliwych chwil, niż podań w jednym meczu Barcy;
- problemów rozwiązywanych jeszcze szybciej niż kontrakty kolejnych trenerów Chelsea;
- dużo lepszej atmosfery, niż w szatni Śląska Wrocław;
- osiągania swoich celów jeszcze szybciej i łatwiej, niż przychodzi strzelanie kolejnych bramek Messiemu;
- spędzenia tego czasu w miłym, rodzinnym gronie, poczucia jego niesamowitości i żebyście go potem wspominali częściej, niż ja dwumecz Legia-Spartak w swoich postach.
Jeśli chodzi o prezenty, to tych materialnych, nawet gdybym chciała, chyba nie do końca miałabym wam jak przekazać. Zamiast tego chcę się z wami podzielić najlepszą bożonarodzeniową opowieścią, jaką w życiu widziałam. Jest co prawda z zeszłego roku, więc trzeba sobie trochę przypomnieć ówczesne wydarzenia w sportowym świecie, ale i tak jest to - jak dla mnie - mistrzostwo świata. Panie i panowie, oto jak obchodzi się Gwiazdkę w Footballand, czyli "How Carlos Tevez Saved Christmas"!
A jeśli jeszcze nie leżycie ze śmiechu, ewentualnie absolutnie nie tolerujecie zeszłorocznych filmików i koniecznie potrzebujecie czegoś aktualnego, oto oficjalny sequel. Tym razem dowiecie się, dlaczego w Footballand obchodzi się Gwiazdkę - przedstawiam "The Lionel Messi Christmas nativity story".
Wesołych Świąt, sportmaniacy :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz