Szukaj na tym blogu

wtorek, 12 czerwca 2012

Liderzy i outsiderzy - grupy C i D na Euro

Dzisiaj wpis łączony z powodu znacznie zmniejszonej ilości czasu na produkowanie przemyśleń. A jeśli mam opisywać dwie grupy jednocześnie, to po prostu nie ma takiej opcji, żebym ja, wielka poszukiwaczka analogii i podobieństw, nie znalazła tu jakichś.. no, analogii i podobieństw. A podobieństwa były takie, że od samego początku w obu tych grupach można było wyróżnić dwóch liderów, typowanych do wyjścia z grupy, i dwóch outsiderów, typowanych do nie posiadania szans na wyjście z grupy. I w obu grupach na sam początek liderzy zmierzyli się bezpośrednio, a outsiderzy.. też zmierzyli się bezpośrednio, co innego mieli robić jak są po 2 pary w grupie?

I żeby było jeszcze ciekawiej, oba mecze liderów miały podobny przebieg: obie ekipy walczą, próbując przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę, ciężko harują na gola, i kiedy już wydaje się, że jedna z nich jest bliska osiągnięcia celu - bramkę strzela ta druga, trochę mniej atakująca. Nie na długo, bo potem ta bardziej ofensywna reprezentacja wyrównuje, tak jakby strata bramki była tym, czego potrzebowali by wreszcie przebić się przez obronę przeciwnika. A potem mecz toczy się tak, jak przed obydwoma golami. No, przynajmniej jeśli chodzi o mecz Francja-Anglia, bo Hiszpanie po strzeleniu bramki zaczęli napierać jeszcze bardziej i starać się o gola coraz bardziej, tyle że Hiszpanie mają Torresa, i to nie tego Torresa sprzed 4 lat, tylko nowego, zchelseowanego Torresa, który nawet mając tak idealne okazje jak sam na sam z bramkarzem czy też sam na sam z bramkarzem z dodatkiem jeszcze lepiej ustawionego kolegi po prawej - potrafi zmarnować okazję.

Ale jeśli chodzi o Hiszpanię to ja mogę powiedzieć dużo więcej, jako że poza Polską, to jest mój drugi faworyt Euro i też śledzę ich ekipę dokładnie. I dlatego chciałabym sprostować coś, czym oburzało sie wczoraj pół Europy, że Hiszpania wyszła na Włochów bez napastnika. Otóż chciałabym podkreślić wszem i wobec, że w zakończonym właśnie sezonie Fabregas, mimo że jest nominalnym pomocnikiem, z racji jego dużej mobilności pozycji wiele razy grał w ataku, w tym też i na szpicy, a więc teoretycznie Del Bosque mógł go wystawić jako napastnika. Zresztą, w końcu tą bramkę strzelił, tak czy nie?  Inna sprawa, że Barcelona może pozwolić sobie na wystawianie Fabsa w ataku, bo poza tym wszystkim ma jeszcze Messiego, który jaki jest, każdy widzi.. Hiszpania ma tylko wypalonego Torresa, ewentualnie Llorente czy Negredo, którzy co prawda w lidze się sprawdzili, ale czy są zawodnikami na miarę mistrza Europy? Nie jestem pewna. Dlatego cały czas nie mogę wyjść ze zdziwienia, że na Euro nie został powołany Soldado, który jeśli dobrze pamiętam był trzecim najlepszym strzelcem La Ligi w tym sezonie, po Messim i Ronaldo, którzy - bądźmy szczerzy - powinni być liczeni jako oddzielna kategoria, więc można powiedzieć że został królem strzelców tej bardziej ludzkiej części La Ligi. A nawet jak ktoś nie akceptuje takiego podziału, to Messi i Ronaldo jak każdy już wie nie są Hiszpanami, więc powołani być do La Roja nie mogli. Z tych, których było można, Soldado był najlepszy. Poza tym nie wiem czemu ale moja miłość do analogii cały czas mi mówi że kiedy Villa zostawał królem strzelców Euro, był zawodnikiem Valencii, po czym wybił się na tyle, że trafił do Barcy, i mam dziwne wrażenie, że Soldado też mógłby po świetnym występie w kadrze trafić do jakiegoś klubu z absolutnego topu. No, ale teraz już powołań się nie zmieni, więc przychodzi tylko zaakceptować takie smudowate decyzje Del Bosque i patrzeć, jak w dalszej fazie Euro zaprezentują się pozostali hiszpańscy napastnicy, napastniko-pomocnicy i Torres.

Tymczasem mamy tu jeszcze dwa mecze, które podważają wszelkie reguły i pokazują, że niczego nie można być pewnym. Mecz Irlandia - Chorwacja z nazwy brzmi jak jedno z mniej emocjonujących spotkań całej fazy grupowej, ani żadnych potęg, ani tym bardziej znanych zawodników (największym nazwiskiem obu ekip jest chyba Modrić), a mecz jeden z najlepszych całej pierwszej rundy, emocje niesamowite, dużo goli, gra od bramki do bramki, słowem wszystko czego chcą kibice, takie mecze aż chce się oglądać. Zwłaszcza Chorwacja pokazała się ze świetnej strony i mam wielką nadzieję, że mimo wszystko uda im się wyjść z grupy. Zresztą Szwecja - Ukraina był pod tym względem podobny, a zwrotów akcji było chyba jeszcze więcej, niż w meczu w Poznaniu, tak samo dynamiczny i świetny do oglądania. Różnica była tylko jedna, w meczu grupy C po tych wszystkich zwrotach akcji zwyciężył mimo wszystko teoretyczny faworyt, natomiast mecz z Kijowa był mimo wszystko niespodzianką i to chyba drugą największą dotychczasowych rozgrywek po zwycięstwie Danii nad Holandią.

I o tej niespodziance chciałam trochę więcej. Otóż porównajmy sobie (wiem, że wszyscy już tak robią i słabo na tym wychodzimy, ale nie mogę się po prostu powstrzymać) Polskę i Ukrainę. A raczej sytuacje, w jakich były obie drużyny przed mistrzostwami. Wszystkie argumenty wskazują na Polskę - byliśmy (podobno) lepiej przygotowani organizacyjnie, lepiej o nas mówiono za granicą, losowanie przydzieliło nam dużo łatwiejszą grupę, lepiej radziliśmy sobie w sparingach przedeurowych, mamy wreszcie piłkarza z pola europejskiej klasy, jakim jest Lewandowski, do tego na Ukrainie nagle zaczęła straszyć sytuacja polityczna a pół drużyny tuż przed meczem dostało zatrucia pokarmowego. Że o trapiących ich kontuzjach nie wspomnę (wypadło trzech bramkarzy! TRZECH!). Tymczasem to właśnie Ukraina poradziła sobie w tym meczu lepiej, odniosła zwycięstwo i po pierwszej kolejce jest liderem swojej grupy. Dlaczego? Bo grali cały mecz, walczyli cały mecz i starali się do końca. No i mają Szewczenkę, ale nie ukrywajmy - on najlepsze lata ma dawno za sobą i w tej chwili nie jest lepszy niż taki Lewandowski, więc naprawdę my też mogliśmy zagrać tak, jak nasi współgospodarze. Tyle że zabrakło nam jaj. I tak oto będąca w dużo gorszej sytuacji Ukraina po pierwszej kolejce jest liderem grupy, a my drżymy o mecz z Rosją, żeby szans na awans nie stracić. Dlatego teraz weźmy przykład z naszych wschodnich sąsiadów i pokażmy jaja, pokażmy ambicję i waleczność od pierwszego gwizdka aż po ostatnią minute doliczonego czasu, to może jeszcze coś z tego Euro naszemu zespołowi wyjdzie.

Nie, poważnie. Poważnie sądzę, że jesteśmy w stanie jeszcze coś ugrać, mimo słabego występu z Grecją. Nawet mimo łomotu, jaki Rosja spuściła Czechom. W końcu.. wiem, za dużo używam analogii, a piłka nożna nie jest grą logiczną, ale przełóżmy to na piłkę klubową, pamiętacie, jak Legia grała ze Spartakiem? Też nikt nie wierzył, że się uda, też myśleli, że będzie lanie od rosyjskiego klubu, nawet mój tata stojąc w kolejce do kasy pod Pepsi Areną na pytanie cioci "Skąd takie kolejki, to jakiś ważny mecz?" odpowiadał "Ostatni w pucharach". Tymczasem przyszedł sensacyjny remis i jeszcze bardziej sensacyjne, dramatycznie wywalczone zwycięstwo na Łużnikach. Wiem, że Legia to nie Polska, a Spartak to nie Rosja, ale to dowód, ze można pokonać dużo wyżej notowanego rywala, naprawdę można. A jak to nadal nie przekonuje, to przypomnę, że po Danii też nikt się nie spodziewał zwycięstwa z Holandią. Naprawdę, można. Piłka nożna to nie matematyka, jak powiedział niedawno trener Greków. I dlatego wszystko można.Ja wierzę w naszych. POLSKAAAAAA, BIAŁO CZERWONI!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz