Szukaj na tym blogu

piątek, 10 sierpnia 2012

Life is brutal and full of zasadzkas

And sportowcas, którzy przegrywają i z reguły są to ci, którzy akurat chcesz, żeby wygrali. I do tego jak próbujesz w jakiś magiczny sposób dodać im szczęścia, to jeszcze zapeszasz. Smutne to, ale prawdziwe i kiedyś będę musiała się z tym pogodzić.

Smutna jest przede wszystkim porażka siatkarzy. Dlatego, że oczekiwaliśmy od nich czegoś znacznie większego, ale też dlatego, że nagle okazuje się, że przez system rozgrywek po tak długim czasie grania nagle nie mamy nic. Bo w systemie, gdzie z sześciu drużyn z grupy wychodzą aż cztery, to właśnie wyjście z niej nie jest wielkim osiągnięciem, zwłaszcza kiedy grupa układa się tak, że pod względem poziomu dwie ekipy wyraźnie odstają od reszty i już przed rozpoczęciem rozgrywek wiadomo było, kto odpadnie, a kto przejdzie dalej. Zresztą nawet sam Anastasi wielokrotnie powtarzał, że grupa się nie liczy, a najważniejszy będzie ćwierćfinał. I proszę. Pod tym względem nasi siatkarze zawiedli pewnie podobnie jak Aga Radwańska, która co prawda odpadła już w pierwszej rundzie i ze słabszą zawodniczką ale trzeba pamiętać, że siatkarze mieli grupę, więc jedna porażka jeszcze nie oznaczała ich pożegnania z turniejem. Do tego ekipa Anastasiego odpadła tak naprawdę nie w meczu z Rosjanami, którzy są potężną drużyną i mieli prawo z nimi przegrać, lecz w starciu z Australią, które mieli wręcz obowiązek wygrać - czego nie zrobili, tym samym skazując się na walkę z ekipą Sbornej. A porażka z Australią jest mniej więcej tak samo spodziewana i możliwa do wytłumaczenia, jak porażka Radwańskiej z Goerges. Może nawet jeszcze mniej. Niestety, jak już ci, z których na co dzień jesteśmy najbardziej dumni, zawodzą, to wszyscy naraz.

Smutne są też te wszystkie czwarte miejsca naszych zawodników na igrzyskach, zwłaszcza kiedy medal był naprawdę blisko. Jakby policzyć wszystkie takie sytuacje, pewnie zebrałoby ich się drugie tyle, co mamy teraz medali, jak choćby judoka Paweł Zagrodnik, który stracił brąz przez błąd sędziów (ja się może na tym nie znam, ale moja koleżanka trenuje judo od wielu lat i była absolutnie przekonana, że Polak powinien wygrać tamto starcie). Ostatnio do ekipy czwartomiejscowców dołączyła kobieca czwórka kajakarska, która przegrała brąz o (sic!) 0,2 sekundy i naprawdę zaczynam się zastanawiać, czy naprawdę jesteśmy tacy pechowi, czy to mi się tylko tak wydaje, bo zwracam uwagę głównie na takie przypadki, bo mi strasznie tych medali brakuje. Nawet biorąc pod uwagę, że kajakarki potem odbiły sobie tę porażkę w dwójce, gdzie z kolei podobnie krótkim czasem wyprzedziły czwartą ekipę, mamy w tej chwili 9 medali. 2 złota, srebro i reszta brązów. Jeden krążek i wyrównamy wynik z Pekinu i Aten. 10 medali. Wooow, potęga. Brytyjczycy lmają dwa razy więcej złotych krążków niż my wszystkich łącznie, a to przecież podobny wielkościowo kraj do nas. I tak już od 12 lat. Chyba naprawdę czas się z tym pogodzić. Mimo że to takie smutne.

Smutne od lat są też nasze popisy piłkarskie. I choć o tym rozwodziłam się na tym blogu trylion pięćset razy i pewnie kolejne trylion pięćset razy jeszcze będę się rozwodzić, to dzisiaj będzie kolejny raz. Moje życzenia szczęścia nic nie dały, znowu na arenie międzynarodowej wyglądamy beznadziejnie i naprawdę i tak powinniśmy skakać z radości, że chociaż jednej Legii udało się przejść dalej i zachować nadzieję na występ choć w połowie tak dobry jak rok temu. Uprzedzam - tak, wiem, że Śląsk mimo porażki przechodzi do eliminacji LE, ale widząc nazwy jego potencjalnych rywali, nie wyobrażam sobie, zeby zespół tracący 6 goli z mistrzem Szwecji mógł z nimi cokolwiek ugrać. Niestety, ale to było do przewidzenia, bo co prawda sezon temu tez wszyscy narzekaliśmy, że mamy najsłabszego mistrza w historii, ale przynajmniej wtedy był to mistrz doświadczony na arenie międzynarodowej. Dlatego Wisła przynajmniej Bułgarów w 3 rundzie odprawiła bez cienia wątpliwości, dopiero w playoff zapewniając nam horror z APOELem, tymczasem Śląsk nie potrafił osiągnąć nawet tego. I dlatego też po wrocławianach nie spodziewam się dalszego awansu ani tym bardziej sensacyjnych wyjść z grupy z oferty last minute, jak to zrobiła w poprzednim sezonie Biała Gwiazda. O punktach w rankingu UEFA nie chcę nawet mówić... Nawet jeśli Legii uda się powtórzyć występ sprzed roku, to dotychczasowe tempo wzrostu już na pewno nie zostanie zachowane (głownie przez cztery porażki tydzień temu). A że wskaźnik liczy się na podstawie wyników z ostatnich 5 sezonów, za rok odpadnie nam całkiem dobry sezon Lecha jeszcze w Pucharze UEFA i sukcesem będzie utrzymanie dotychczasowej pozycji. Innymi słowy, o wyższym rozstawieniu lepiej zapomnieć. I czas się z tym pogodzić.

A najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że nie widać, żeby ktoś chciał coś z tym zrobić. Jak już wspomniałam, jestem teraz na obozie tanecznym i nasz ośrodek to się chyba tylko na obozy nastawił, bo oprócz nas jest tu jeden tenisowy i chyba trzy czy cztery piłkarskie. No więc ja, stęskniona już trochę za meczami, poszłam w wolnym czasie na boisko na tyłach pooglądać treningi piłkarzy, żeby zaskoczona odkryć, że zamiast obozu przyjechała tu na rowerach grupka kilkunastu znajomych, parę lat starszych ode mnie, żeby sobie pograć dla rozrywki. Ale wciągnęła mnie ich gra i nawet się nie skapnęłam, jak zaczęłam oceniać ich wszystkich, w stylu "Ten w czerwonej koszulce świetnie gra, i bramkarz jest bardzo dobry...". I wtedy właśnie do mnie trafiło, że to przecież do jasnej cholery nie ja powinnam to oceniać, tylko odpowiedni do tego, kompetentni ludzie, którzy sie najlepiej na tym znają! No bo ile takich boisk jest w całej Polsce, pewnie koło tysiąca, a biegają po nich setki tysięcy chłopaków (i czasami również dziewczyn) w różnym wieku, i każdy z nich mógłby w przyszłości być podporą jeśli nie reprezentacji, to chociaż klubu, ale my nigdy nie dowiemy sie o jego istnieniu! A wystarczyłoby, gdyby każde takie boisko miało oddelegowanego skauta z jakiegoś klubu, który regularnie je obserwuje, i kiedy znajdzie jakiegoś takiego właśnie "gracza w czerwonej koszulce", który sie wyróżnia, to zaprosi go do szkółki. Tak samo szkolne hale, też mogłyby być monitorowane przez znających sie na tym ludzi, tylko gdyby kluby chciały rozbudować ten system skautingu...

Zresztą to samo tyczy się innych dyscyplin. Brytyjczycy na przykład, gdy dowiedzieli się, że zorganizują olimpiadę, natychmiast przejrzeli listę dyscyplin, w których mogą wystawic reprezentantów, i wysłali ludzi, żeby przeczesywali kraj wzdłuż i wszerz w poszukiwaniu ludzi nadających się do tych z nich, które nie były do tej pory brytyjską specjalnością. I tak oto mieliśmy na Igrzyskach szczypiornistów, którzy siedem lat wstecz, gdy przyznano Londynowi olimpiadę, nie wiedzieli, że istnieje taki sport jak piłka ręczna. Oczywiście wielkiego sukcesu nie odnieśli, ale jak na drużynę sklejaną tylko na potrzeby olimpiady, na pewno nie przynieśli wstydu. To dlaczego my tak nie możemy? Dlaczego nie możemy sami zatroszczyć się o przyszłość naszego sportu, zamiast naiwnie liczyć, że znowu będą znajdować się gdzieś pojedyncze osoby z tak dużą ilością samozaparcia, żeby wbrew wszystkim i tak osiągać sukcesy, i dopiero wtedy oglądać się na jego dyscyplinę, zastanawiając się, jak to jest, że nie mamy żadnych następców? A może zaczniemy się pocieszać tylko pseudopolskimi obcokrajowcami, którym emigracja pomogła w odniesieniu sukcesu (szczyt w tej kategorii mamy w tenisie, od Woźniackiej po Kerber), nie wspominając, że pewnie jakby zostały w Polsce, nigdy by nie doszli tam gdzie są, bo ich talent nie zostałby odkryty? Tak, to właśnie jest najsmutniejsze... I chyba z tym też się będę musiała pogodzić, bo nie widzę ludzi chętnych, by cos zmienić.

2 komentarze:

  1. Widzę, że ostatnio jakoś Ci humor nie dopisuje :D. Ja generalnie nie jestem jakąś niepoprawną optymistką, ale szybko zapominam o porażkach naszych i po prostu patrzę na to, co się dzieje teraz... po porażce siatkarzy z Rosją pojęczałam z 15 minut a potem mi przeszło, tak samo było w wyjazdowym meczu Legii z Ried... co nie znaczy, że mmnie te porażki nie bolą. Nienawidzę, gdy ktoś komu kibicuję przegrywa. Zresztą ile ludzi, tyle charakterów :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to masz fajnie bo mnie porażki bardzo dotykają... chociaż też potrafię szybciej o nich zapomnieć i skupić się na przyszłości, problem w tym, że ta przyszłośc rysuje sie jeszcze gorzej i to przez to taki humor... :P Ale poza tym czuję sie całkiem nieźle, mam fajne wakacje więc w pewien sposób rekompensuje mi to porażki na sportowym froncie :)

      Usuń