Ile ja się nie odzywałam? Miesiąc? Mam wrażenie, jakby to były lata. Zaczęło się niewinnie, od tygodniowego wyjazdu ze szkołą, podczas którego nie miałam dostępu do internetu, a potem jakby wyszło mi z nawyku regularne aktualizowanie bloga. W związku z tym mam oczywiście w planach wpis dobitnie pokazujący, co sądzę o praktycznie wszystkich sportowych wydarzeniach stycznia razem wziętych i właśnie dzisiaj chciałam go opublikować, ale zostałam zmuszona do odłożenia tego na... no cóż, mam nadzieję, że zdążę przed weekendem, aczkolwiek obiecać nie jestem w stanie. Jednak moje komentarze do mistrzostw we wszystkim, które chyba ktoś zaplanował na początek 2013, bo dyscyplin, w których coś się działo ostatnio, namnożyło się tak, że czasami zapominałam nawet o futbolu, muszą poczekać. Wszystko przez to, że na styczeń ktoś mądry zaplanował - jako dodatek do tego wszystkiego - okienko transferowe, i w tymże okienku ktoś nie jestem już pewna czy tak mądry przeprowadził pewien transfer. Transfer sam w sobie pewnie byłby nieznaczący, ale wywołał burzliwą dyskusję, w której i ja chciałabym zabrać głos i wypowiedzieć się na temat tego, jakie właściwie znaczenie dla takiego normalnego człowieka ma "swój" klub piłkarski.
Kończąc ogólniki, a zaczynając konkrety: Bartosz Bereszyński, gracz Lecha Poznań, podpisał właśnie kontrakt z Legią Warszawa. Teksty o tym, jakie relacje panują między klubami i skąd ta awantura, chyba mogę sobie darować, bo wydaje mi się, że nie ma w Polsce osoby, która by o tym nie wiedziała. W związku z tym reakcje na taki ruch młodego piłkarza również były do przewidzenia. Tym bardziej, że jest on rodowitym poznaniakiem, jakby było tego mało - synem byłego lechity i samemu zdarzało mu się podkreślać przywiązanie do klubu. Całkiem więc normalna rzeczą jest, że w tej chwili Polska podzieliła się na trzy obozy. Są lechici, którzy chłopaka równo z ogłoszeniem transferu zaczęli nienawidzić, wyzywać od najgorszych i grozić, są legioniści, którzy śmieją się po cichu z frustracji poznaniaków, i jest reszta Polski, która ma to wszystko głęboko gdzieś. A, no i jestem jeszcze ja, która - mimo bycia legionistką - odczuwam w tym wszystkim tylko współczucie. Trochę współczuję Bereszyńskiemu, bo do Warszawy przenosi się dopiero latem, a do tej pory nie będzie mógł bezpiecznie wyjść na ulice Poznania bez dodatkowej obstawy i to nie jest takie tam gadanie, bo jakiś zdesperowany fan naprawdę może zrobić mu porządną krzywdę i to będzie coś dużo gorszego, niż łby martwej świni, jakimi witany był swego czasu Luis Figo w Barcelonie. A ja osobiście uważam, że nawet to wrzucenie numeru telefonu chłopaka do internetu to już była ostra przesada ze strony fanów Kolejorza, bo w sumie żadne przepisy takich transferów nie zabraniają i jeśli uważał, że lepiej się rozwinie pod okiem Urbana niż Rumaka, to miał pełne prawo ofertę Legii przyjąć, zwłaszcza, że z tego co wiem nie mógł się doczekać propozycji nowego kontraktu ze strony dotychczasowego klubu. Ale bardziej współczuję samym lechitom, bo choć co prawda takich przepisów nigdzie nie ma, to niedokonywanie takich transferów to nie jest kwestia jakiegoś tam prawa. To kwestia czegoś, co ja osobiście uważam za znacznie ważniejsze - kwestia moralności, czyli tego, ile tak naprawdę znaczy dla ciebie twoja drużyna.
Wiem, że głupio brzmi krytykowanie tego ruchu ze strony fanki klubu, który przecież sam go zainicjował, ale cóż, ja - czego już często żałowałam - nie mam wpływu na decyzję podejmowane przez Legię, czy chodzi o trenera, czy zarząd czy jeszcze kogo innego. Ale dla mnie gdzieś w tym całym piłkarskim zamieszaniu, pod meczami, pucharami, rozgrywkami, transferami, budżetami, sponsorami i wszystkimi elementami współczesnego futbolu, jest jeden element, który chyba najbardziej mnie oczarował spośród wszystkiego, co kryje się pod nazwą "piłka nożna", i który jak dla mnie sprawia, że jest ona czymś tak pięknym i tak kochanym na całym świecie, czymś więcej, niż tylko kilkoma facetami w krótkich gaciach próbujących skierować skórzaną kulkę w kierunku siatki zawieszonej na trzech słupkach. Chodzi mi o tą niesamowitą, wręcz cudowną siłę, z jaka człowiek potrafi pokochać i przywiązać się do klubu piłkarskiego, będącego przecież tylko... no właśnie, czym? Czym właściwie jest taki klub? Bo chyba wszyscy zgodzimy się, że to coś więcej, niż grupa facetów grających w piłkę nożną. To historia, wszystkie sukcesy i niepowodzenia, jakich doświadczył w przeszłości. To charakter, styl, z jakim gra i z jakim lubi grać, filozofia, z jaką buduje drużynę. To kibice, ich charaktery, zwyczaje, piosenki, symbole, to atmosfera na trybunach. To herb, barwy i wszystko, co one symbolizują. Ale to także międzyklubowe przyjaźnie i nieprzyjaźnie i tego nie możemy deprecjonować, bo jak uśmiech mi się ciśnie na twarz słysząc legijne piosenki stadionowe, tak podobnie i uśmiechałam się, gdy jadąc na szkolną wycieczkę przejeżdżałam przez Sosnowiec i na murach widziałam chyba więcej "eLek", niż u siebie w Warszawie. Ale to działa też w drugą stronę i wrogość między zespołami przechodzi nawet na pokojowo nastawionych kibiców. Znowu wracając do swojego przykładu - naprawdę nie mam nic do Lecha, nawet kiedyś go lubiłam za wyniki w Lidze Europy. Mam bliską rodzinę w Poznaniu i nie wyzywam ich z powodu bycia lechitami, mogę się najwyżej przekomarzać - ale jak kuzyn chodzi po domu w czapce i szaliku Lecha specjalnie żeby mnie podenerwować, to próbuję mu je zabrać i gdzieś schować, bo po prostu nieprzyjemnie się czuję przez dłuższy czas patrząc na wyszyty na nich herb Kolejorza. I z tego powodu właśnie nie jestem w stanie zrozumieć decyzji Bereszyńskiego, bo ja nawet nie będąc jakoś bardzo zagorzałym wrogiem Lecha po prostu nie czułabym się komfortowo musząc nosić ich herb na koszulce. Widząc do tego, jak do swojego klubu są przywiązani jego kibice, ile są w stanie dla niego poświęcić, wydawało mi się więc, że nikt naprawdę związany z Kolejorzem nie byłby w stanie grać z "eLką" na piersi. Pytanie, czy był on naprawdę przywiązany... Słucham? Mówicie perspektywy? Że w Warszawie się lepiej rozwinie i stanie się lepszym piłkarzem? Może i owszem. Ale w piłce nożnej nie zawsze chodzi o to, żeby być najlepszym - w przeciwnym razie wszyscy kibicowalibyśmy Barcelonie, Realowi albo Man United. Ale ja bardziej od bycia lepszym cenię sobie to ciepłe drżenie serca, gdy widzisz ludzi głośno śpiewających hymn twojego klubu i nieważne, czy on potem ten mecz wygra, czy przegra. I chciałabym, żeby piłkarze też takie podejście mieli.
I naprawdę nie ma co narzekać na to, że nie wszystko w futbolu jest dyktowane racjonalnymi powodami. Kalkulacje na sucho są nudne, ciekawie robi się, gdy i wśród zawodników do chęci zarabiania czy sukcesów w karierze dochodzi pierwiastek emocjonalny, z powodu przywiązania do klubu, w którym się gra. A przywiązanie do klubu łączy się nierozerwalnie z zostawaniem w nim na długo, a jak już trzeba odejść, bo dysproporcja poziomów jest za duża, to przynajmniej do zespołu zaprzyjaźnionego, neutralnego, a najlepiej do innej ligi. Narzekanie na taką mentalność, z czym już się spotkałam, jest absurdalne, bo świat zachodniej piłki, do którego tak chcemy równać, już dawno takie normy przyjął. Wspomniałam już nazwisko Luisa Figo - mnie jako barcelonistce wręcz musi być to przypadek służący za główny argument przeciwko transferom między zwaśnionymi klubami. Nie, oczywiście nie rzucałam w niego świniami, nawet tego nie widziałam, nie te czasy - ale jak tylko słyszę to nazwisko i przypominam sobie to jego "dokonanie", to aż mi się niedobrze robi, że ktoś naprawdę był w stanie się do takiego kroku posunąć (niedobrze mi się robi też jak widzę zdjęcie tego świńskiego łba, którego ktoś mu podarował - jak dał radę go wnieść na stadion? o.O). A przecież kreujemy Lecha i Legię na polskie Real i Barcę, to jaka jest w tym kontekście różnica między Figo a Bereszyńskim? Jedyna okoliczność łagodząca w przypadku Polaka to stosunkowo krótki okres spędzony w pierwszej drużynie Kolejorza i jego niepewną jeszcze pozycję w zespole. Dalsze przykłady? A jak jest obecnie traktowany Robin van Persie przez fanów Arsenalu? Zresztą nawet ja, w żaden sposób niezwiązana z Kanonierami, nadal nie do końca dowierzam, widząc Holendra w koszulce Czerwonych Diabłów, czując do tego swoistą odrazę - całą swoją karierę i dotychczasową pozycję zawdzięcza zespołowi Arsene'a Wengera, po czym zostawia ich w kryzysie i to nie dla byle kogo - dla Manchesteru United, najmocniejszego z wielkich rywali! I nie mówcie mi tu tylko, że musiał zmienić klub dla trofeów, na które tak utalentowany zawodnik zasłużył, ale zespół miał za słaby - uwierzcie mi, że Steven Gerrard też ma wystarczające umiejętności, aby grać w mistrzu Anglii, ale przez głowę by mu nie przeszło, żeby zostawić Liverpool. Ma świadomość, że najprawdopodobniej będzie musiał zakończyć karierę bez mistrzowskiego tytułu, ale ważniejsze dla niego jest pozostanie na Anfield Road, w miejscu, które kocha. Bardziej radykalne przykłady? Lukas Podolski, który spokojnie gra w pierwszym składzie jednej z najlepszych reprezentacji świata, jeszcze w zeszłym sezonie bronił FC Koeln przed spadkiem z Bundesligi. Przed spadkiem! Ale jednak grał w niej do końca sezonu; kiedy tego i tak nie udało sie uratować (bo polskiego pochodzenia zawodnik złapał kontuzję), dopiero wtedy zdecydował się na wyprowadzkę, a to i tak do innej ligi, żeby nie wzmacniać rywali. Bo prawda jest taka, że jak się ma talent i chęć do ciężkich treningów, to można się wybić nawet i w Cracovii. A Bereszyński? Gdzie on by dzisiaj był bez Lecha? Nie wiem, czy w ogóle byłby zawodowym piłkarzem. Spokojnie mógłby się rozwinąć w Poznaniu, a przy okazji działać na rzecz klubu, któremu zawdzięcza karierę - i choć odrobinę mu za to podziękować. Słabym objawem wdzięczności jest uciekanie do największego rywala, gdy tylko pojawia się okazja. Nie, nie, pewnych transferów się po prostu nie robi, nic więcej na ten temat nie można powiedzieć.
Ale żeby tak tylko nie jeździć po chłopaku, trochę krytyki dla tych, przez których w ogóle pomysł takiego transferu się pojawił: Legio! Coś ty najlepszego narobiła! Po co taki ruch, po co, chyba tylko po to, żeby osłabić głównego rywala, bo korzyści wymiernych nie widzę - w ataku mamy Ljuboję i Sagana i wiem, że obaj zbliżają się jednak nieuchronnie do końca kariery i trzeba szykować młodych na ich miejsce. Ale hello, jesteśmy klubem znanym z najlepszej pracy z młodzieżą w Polsce! Chcemy uchodzić za posiadaczy niezwykłej Akademii! Rybus, Borysiuk, Żyro, Wolski, Furman, Łukasik, Kosecki, Efir, lista ciągnie się długo, La Masia to to może nie jest, ale jak na polskie warunki i tak niesamowity wynik. Na pewno umożliwia ona radzenie sobie własnymi wychowankami bez potrzeby wykupowania ich całej konkurencji. Na pewno nie był to transfer Legii niezbędny, a sama już wcześniej wspomniałam, że pewnych ruchów się po prostu nie robi - było to po prostu nie w porządku. Zresztą to samo tyczy się sprowadzenia Brzyskiego z Polonii - on co prawda z pewnością się Wojskowym przyda, tylko co z tego? Real Madryt pewnie też nie pogardziłby kolejno Torresem, Aguero czy teraz Falcao. Ale kluby z Madrytu mają niepisaną umowę o niepodbieraniu sobie nawzajem zawodników, i jak Królewskich autentycznie nie lubię, tak akurat tą inicjatywę uważam za świetną i byłabym z wprowadzeniem jej w każdym mieście. Jedyne, co może rehabilitować dla mnie transfer polonisty, to że po ostatnim zamieszaniu z Wojciechowskim i Królem i niepewnej przyszłości Czarnych Koszul, obecnie klubowa tożsamość Polonii nie jest aż tak wyrazista i jej zawodnicy mogą jeszcze nie czuć tej wrogości. Choć z drugiej strony przeżyli już derby na Łazienkowskiej, więc nie powinni mieć problemów ze zrozumieniem, czym jest właściwie taka zmiana klubu. To po prostu kwestia podejścia zawodnika czy członków zarządu do wszystkich aspektów, jakie symbolizuje ich klub, wśród których jest też przyjaźń z jednymi zespołami i wrogość do innych i jeśli naprawdę klub się kocha, albo po prostu rozumie, to moralnie nie jest się w stanie takiego ruchu przeprowadzić. Zresztą taki transfer jest też negatywny dla drużyny, która piłkarza od wroga sprowadza, w tym przypadku Legii. Przecież jeśli zawodnik - czy to Brzyski, czy Bereszyński - jest w stanie do warszawskiego zespołu odejść, przez długi czas będąc ogniwem klubu wyraźnie podkreślającego nienawiść do Legii, to znaczy, że te deklaracje miłości do poprzedniego zespołu były nic niewarte i bezpodstawne. A jeśli dla Bereszyńskiego nic nie znaczył Lech, to nie spodziewam się, żeby teraz miał umierać za eLkę na piersi. Prędzej poczeka na pierwszą dobrą rundę i jak tylko pojawi się taka możliwość, zwieje za granicę. Tymczasem ja chciałabym doczekać się w Legii takiej legendy w stylu piłkarzy, których przecież najbardziej cenimy, tych z kategorii "całe życie w jednym klubie": Giggs, Scholes, Puyol, Xavi, Raul, Casillas, Gerrard, Lampard, Totti... A co, jak taki się pojawi i stanie się za dobry na Ekstraklasę? Cóż, Del Piero też był swego czasu za dobry na Serie B. Ale w Juve został. A najpiękniejsze są zawsze decyzje podejmowane nieracjonalnie. Zresztą taka legenda naprawdę nie musi całe swoje życie przesiedzieć w Polsce. Może metodą na Poldiego odejść za granicę, jak różnica między nim a resztą zespołu będzie zbyt duża. Ja chcę tylko wreszcie doczekać się w Polsce piłkarza, który na pytanie: co dla Ciebie znaczy twój klub, odpowiadał: całe życie i jeszcze więcej. Tak, jak odpowiada dzisiaj większość kibiców.
Przecież znaczenie takiej miłości do klubu najlepiej widać w cytacie, który znalazłam kiedyś na blogu Julki , a który od tamtej pory stał się mottem mojego - zarówno bloga, jak i całego życia:
"When you start supporting a football club over there, you don't support it for the players, or the trophies, or history,
you support it because you found yourself somewhere there,
found a place where you belong" .
łał, jak Ty się rozpisujesz. Niesamowite, że osoba w Twoim, mowie tak jakbym ja miała nie wiadomo ile lat xd Ktoś w naszym wieku ma tyle do powiedzenia, tyle przemyśleń, a nie tylko interesujesz się imprezkami jak większość naszego pokolenia. Ja muszę się przyznać tego nie lubię i łatwo z tym nie mam. Ale cóż, bywa ;(
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie - z innej beczki – wywiad z Panem Rząsą – Dyrektor Reprezentacji ds. Komunikacji z Mediami.
Rozpisuję? to było jak na mnie bardzo krótkie :P Jak sie ma cos do powiedzenia, to to łatwo przychodzi :)
UsuńNiestety piłkarze nie podchodzą tak idealistycznie jak ty i jak większość kibiców. Oni grają dla pieniędzy, to ich zawód i idą tam, gdzie im więcej płacą. Wiem, że to truizm, ale tak jest i już nic na to nie poradzimy. Sporo jest piłkarzy, którzy poświęcili wszystko jednej drużynie (najlepszym przykładem, oprócz twoich, jest Paolo Maldini), jednak zdecydowana większość to piłkarskie "dziwki".
OdpowiedzUsuńCo do Bereszyńskiego też w ogóle nie rozumiem tego ruchu Legii, i to nawet nie dlatego, że żyją z Lechem, jak pies z kotem. Też to zauważyłaś - po co Legii Bereszyński? Z całym szacunkiem, ale ten chłopak w rundzie jesiennej nic nie pokazał. Kibice Kolejorza robią awanturę dla zasady, bo wątpię, żeby aż tak im zależało na pozostaniu akurat tego piłkarza.
Tak na marginesie sam Bereszyński narzekał na działaczy Lecha, że nie chcieli z nim kontraktu przedłużyć, że dali mu do zrozumienia, iż jest niepotrzebny, itp, itd. Cała sprawa to bardziej pożywka dla mediów, niż jakiś poważny problem. Większa afera będzie jak Legia podkupi jeszcze Linetty'ego, bo ten chłopak pokazał, że mogą być z niego ludzie.
Też sie zgodze że Linetty przejawia większy potencjał, natomiast na przydatność Bereszyńskiego są dwa punkty widzenia. Legii on jest na nic niepotrzebny, ale Lechici w wyniku tego zostają w napadzie ze ślusarskim, który nawet jak strzela, to wygląda, jakby własnie pudłował (vide gol z Legią). W takiej sytuacji ja bym zabijała się za każdego napastnika jaki jest pod ręką, no ale widać zarząd Kolejorza ma inne zdanie :)
UsuńOj Bereszyński, Bereszyński... Szczerze, nie mam zielonego pojęcia, po co on Legii, gdy mamy - nieskromnie - najlepszy atak w Ekstraklasie? Ja nie wiem, no bo może on ma pełnić tylko funkcję zmiennika w końcówce meczu albo po kontuzji któregoś z graczy ofensywnych? Jedno jest pewne: należę do grupy osób, które mają bekę z tych spinających się poznaniaków, bez kitu... :D
OdpowiedzUsuńPiąteczka, też czuję do van Persiego obrzydzenie po przejściu do Manchesteru United... Mimo, że nie jest to transfer z Manchesteru City, to i tak nigdy nie będzie już dla mnie takim bohaterem, jakim był w Arsenalu. Chociaż moja przyjaciółka, kibicka Kanonierów, wciąż uwielbia Robina i nieustannie go przed moimi atakami broni. Tylko, że ludzie podzielili się na tych, którzy uszanowali jego przejście, i na tych, którzy go znienawidzili. A że jestem często zawistna - proszę bardzo, oto jestem w drugiej grupie. :D
Piąteczka - dla mnie klub powinien byc dla piłkarza czymś więcej niż tylko pracodawcą i stąd to całe zamieszanie. Ale poznaniaków to mi szkoda, Legii ten Bereszyński potrzebny chyba tylko po to, żebys miała kolejengo bohatera do opowiadania, a oni znowu zostali z tym pożal się Boże Slusarskim... :P
UsuńHahahaha, "Legii ten Bereszyński potrzebny chyba tylko po to, żebys miała kolejengo bohatera do opowiadania" - PADŁAM :D Ale co racja, to racja! :D
Usuń