Szukaj na tym blogu

sobota, 10 grudnia 2011

Dlaczego właściwie cieszę się, że nie będzie Manchesterów w Lidze Mistrzów

Tak, tak, historyjkę o sensacjach już słyszeliście ^^. Ale dzisiaj rozwinę to bardziej szczegółowo, bo to nie tylko o to chodzi.
A w sumie mimo tego że to odpadnięcie United bardziej mnie cieszy, to więcej racjonalnych powodów mam na radość z odpadnięcia City. City jesli o mój stosunek chodzi, to w ogóle jest dziwną drużyną, bo po prostu raz ich lubię a raz nie i to nie jest takie zmienianie stron jak u sezonowców.. po prostu czasami jak oglądam mecz City, to mam uczucie które mówi "fajnie jakby City przegrało", innym razem wręcz przeciwnie, cieszę się z ich bramek. Dopiero niedawno uświadomiłam sobie (z pomoca niezawodnego zczuba.pl, nie, audycja nie zawiera lokowania produktu, po prostu ta strona bardzo wpływa na mój piłkarski punkt widzenia), dlaczego tak właściwie jest - City po prostu ładnie gra. Jak bardzo by mnie to nie dziwiło, nagromadzenie gwiazdeczek udało się złożyć w coś na kształt drużyny i w niektórych meczach w Premier League City po prostu zachwyca swoją grą, i naprawde przyjemnie sie to oglada. I wtedy City lubię, nie tak, żeby być kibicem, ale po prostu lubię popatrzeć. Ale czasami dochodzi do głosu ta druga strona, która mówi wyraźnie, że City - jak by ładnie nie grało - jest drużyną sztuczną, zbudowaną od podstaw na kasie, kasie i... kasie. I moze jeszcze kasie. I w takich chwilach życzę im jak najgorzej. Nie, nie dlatego, że im zazdroszczę, po prostu jestem świadoma faktu, ze ewentualne sukcesy City dadzą wyraźny sygnał innym bogaczom, że inwestycja w kluby jest opłacalna, co sprowadzi więcej szejków katarskich, ruskich biznesmenów i innych bogaczów, w związku z czym wkrótce cała piłka nozna będzie zdominowana przez kluby będące dla swoich właścicieli tylko formą inwestycji, a w dłuższym czasie zmieni się w czysty biznes i straci wszelkie pozory sportu. Innymi słowami, zostaniemy zalani tyloma petropotęgami, że będą tylko przeprowadzac licytacje o piłkarzy, a zwykłe, niezasilane pieniędzmi multimilionerow kluby z historią, zeby im dorównać, musiałyby chyba założyć szkółkę z 5 razy lepszą niż ma Barcelona. Zaraz, zaraz... czy ja użyłam tu do opisania szkółki sformułowania ˝lepsza niż ma Barcelona˝? Tak więc sami widzicie, że byłoby to niemożliwe :). Toteż takie wydarzenia jak odpadnięcie City z LM są bardzo pożądane, aby uświadomić szejkom, że na samej kasie wcale nie tak łatwo potęgę zbudować, i jeszcze ich trochę przed wchodzeniem w świat wielkiej piłki powstrzymać.

To było City. Ale United? United to nie dotyczy. United jest klubem z historią. Z tytułami. Z prawdopodobnie najlepszym trenerem świata (25 lat w 1 klubie? Meegaszacun.). I nie jestem kibicem Liverpoolu, ani Chelsea, ani Arsenalu, ani żadnej innej angielskiej drużyny, żeby nienawidzić United i życzyć im odpadnięcia. Jasne, cały czas jest moja miłość do sensacji, ale mimo tego, że jest to największa ligomistrzowa sensacja ostatnich lat, nadal nie za bardzo wyjaśnia to, dlaczego aż tak się ucieszyłam, kiedy dotarło do mnie, że Man United dalej w LM nie zagra. I w sumie, ma to w sobie coś z tego powodu mowiacego ˝nie lubię klubu, więc zycze mu zle.˝ Nie, bezpośrednio nic do United nie mam, wrecz przeciwnie bardzo ich szanuję, za to po prostu jest to wielka wojna kibicowska która odnosze wrazenie wkrótce będzie większa niż wojna Real-Barca, czyli wojna pt. ˝Co jest lepsze, Primera Division czy Premier League?˝ I to jest wojna, w której kibice angielskich zespołów są w uprzywilejowanej pozycji, bo potrafią odłożyc na bok międzyklubowe sprzeczki, żeby się w międzyligowej wojnie zjednoczyć. Nas, Barcelonistow i Madritistów, tych normalnych, jest za mało, żebyśmy mogli działać razem, bo większość to frustraci, sezonowcy i inni kinderfani którzy nic tylko wyzywają siebie nawzajem (niestety -.-). Poza tym zatarczka na tle Barca-Real jest zbyt silna, żeby ich kibice mogli działać razem w tej jednej sprawie, a ostatnie kłótnie i prowokacje u samych piłkarzy jeszcze to pogarszają. W tym przypadku jedyną możliwością na udowodnienie, że La Liga wcale nie jest taka słaba, albo raczej, że PL nie taka mocna, są wyniki, po prostu wyniki ich przedstawicieli na arenie europejskiej. A w sytuacji, w ktorej aktualny mistrz i aktualny lider Premier League odpadają w fazie grupowej LM, podczas gdy aktualny mistrz i JESZCZE :) aktualny lider La Liga najprawdopodobniej spotkają się w finale, no to chyba wydaje się to jasne :). Poza tym, jak juz wcześniej napisałam, że United szanuję, tak kibiców United - już nie do końca. Nie wszystkich oczywiście, ale część z nich. A dlaczego? Bo ostatnio to w ich szeregach najbardziej szerzy się antybarcelonizm, i to mnie dobija nawet bardziej niż to, co o Barcelonie wypisują Madritiści. Tak, dobrze przeczytaliście, bo tak naprawdę, antybarcelonizm wśród fanów Realu mnie nie dziwi, bo jest czymś zupelnie normalnym, ja nie lubię realu, a fani Realu nie lubią Barcelony. Są po prostu na tym świecie pewne prawdy, ktore są niezmienne i nie należy się spodziewać jakichkolwiek wyjątków: po nocy następuje dzień, rok ma 52 tygodnie, Ziemia jest 3 planetą od Słońca, woda wrze w 100 stopniach Celsjusza (w normalnym cisnieniu, dla szczegółowych), Sepp Blatter jest prezydentem FIFA, a Real z Barceloną się nienawidzą... nie ma co się zbytnio starać na to oburzać, bo tak już po prostu ten świat jest stworzony i tak musi być :). Ale kibice takich drużyn jak MU? Mają swoich własnych odwiecznych wrogów, tymczasem coraz częściej są przeciwko Barcelonie bardziej niż przeciwko swoim odwiecznym rywalom. I to mi się wydaje podejrzane, nie żeby coś, ale... po to właśnie są różne ligi, żeby trochę to rozłożyć, a Barcelona? Nawet nie macie wspólnych rozgrywek z nią, to co wam tak w niej przeszkadza? :D

Ula

czwartek, 8 grudnia 2011

Mam wreszcie swoją sensację! – faza grupowa LM, część 2


No i w sumie nie wiem jak mi to wyjdzie, ale miałam się streszczać i będę się streszczać. I nie będę pisac o czym tylko się da, ani o każdym meczu, w tym przypadku będzie to bardziej podsumowanie wszystkiego co działo się w danej grupie. A więc tak, oglądałam te mecze wczoraj na Multilidze. Nie, nie oznacza to, że konsekwencja dorównuję trenerowi Smudzie : ) – po prostu nie było zadnego meczu, który mnie by interesował na tyle, żeby ogladac tylko jego, wiec uznałam to za dobre rozwiązanie.  Kolejna informacja – widziałam tylko fragmenty z drugich połów, jako że szkole się w języku hiszpańskim i zajęcia niestety pokrywają mi się w środy z pierwszą połową i jestem zmuszona z nich rezygnować. Tak wiec możliwa jest nieznajomośc przeze mnie wszystkich szczegołów. Ale przejdźmy do rzeczy – i teraz będzie bardzo nie po kolei:

Grupa B
1FC Internazionale Milano 10 pkt
2PFC CSKA Moskva8 pkt
3Trabzonspor AŞ7 pkt
4LOSC Lille Métropole 6 pkt
Krótko zwięźle i na temat, bo i wiele się tu nie działo. Kolejny paradoks w meczach z udziałem Polaków, mówiący że Lille z Trabzonsporem grało bezpośrednio o awans, w wyniku czego awansowało CSKA : ) Jednocześnie oznacza to, ze jedynym zespołem z Polakami w składzie, grajacym nadal w LM, jest Arsenal, który jako jedyny z nich jest drużyną zasługująca na transmisję w Polsacie nawet bez Polaków – a wiec mamy koniec z problemami typu „Co z tego że tam są Polacy, na otwartym powinien być inny mecz!”. Za to nie mamy rozwoju polskich piłkarzy w LM. Kwestia, którą wystarczająco rozwinęłam w przypadku Borussii. A co mnie zdziwiło w tej grupie? W końcówce meczu Lille z Trabzonsporem, liczyłam na bramkę niezaleznie która drużyna atakowała. Nieważne kto wygra albo przegra, byle nie remis. Nie, to nie chec ogladania dobrej piłki, zresztą no proszę, nie wymagajmy za wiele… Po prostu remis oznaczał awans CSKA, a ja już mówiłam, nie lubie ruskich. Tyle ze w sumie bardzo mi to nie przeszkadza, bo inne mecze i tak skończyły się tak pieknie, że nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem nad awansem ruskich.

Grupa D
1Real Madrid CF 18 pkt
2Olympique Lyonnais 8 pkt
3AFC Ajax8 pkt
4GNK Dinamo Zagreb 0 pkt
Tak, wiem, że pewnie są osoby które po przeczytaniu moich zachwytów nad Barceloną wczoraj zaraz zacznie się czepiać, żebym coś też napisała o zwycięzcy tej grupy, jeśli chce być obiektywna. Tak, znam wasza opinię, Real to, Real tamto, Real wygrał wszystkie mecze i ustanowił rekord… To jak chcecie, patrzcie się na tabelę, patrzcie ile wlezie na te 10 pkt przewagi nad drugim miejscem i jarajcie się tym, szybko czegoś takiego znowu nie doświadczycie :) No dobra, to był żart. Może troche nieudany. Nie kwestionuję spustoszenia, jakie Real uczynił wśród grupowych rywali, inna sprawa że nie wątpiłam że tak będzie jeszcze przed rozpoczęciem fazy grupowej. Jak bardzo bym Realu nienawidziłą, tak muszę przyznać że na chwilę obecną są naprawdę potęgą i sobota jest chyba jedynym dniem do końca tego roku, w który mogę liczyć na to, że mimo wszystko nie zwycięży :). Ja bym chciała zwrócić uwagę na 2 inne rzeczy. Po pierwsze, jednak znalazłam pocieszenie,  że nie mamy w LM polskej drużyny. Nie pocieszył mnie APOEL, robiąc minisensację, to zrobiło to Dinamo Zagrzeb. Po prostu jak tylko widziałam, jakie paczki bramek wywozi z wizyt na stadionach nawet nie największych potęg europejskich, nie mogłam oprzec się wrażeniu, że tak właśnie wyglądałyby mecze Wisły, gdyby ten APOEL cudem przeszła. I nie jestem pewna, czy chciałabym to oglądać ^^. A po drugie, szanowni madritiści, czy ktokolwiek z was słyszy prostesty, jakie Ajax zgłasza w związku z ostatnim meczem? Część z nich dotyczy podobno zbyt łatwego zdobywania bramek przez Lyon w 2 połowie ich meczu, i widzenie tutaj oszustwa nawet ja uważam za lekką psychozę, ale co mówią o swoim meczu? A nie czyżby cos w stylu „sędzia nie uznał nam 2 prawidłowo strzelonych goli”? Nie coś w stylu „Sędzia nas skrzywdził”? A powiedzcie mi proszę z kim grał Ajax w ostatnim meczu, i na rzecz kogo podobno został skrzywdzony Ajax? Teraz już nie tacy chętni do wytykania sędziowskich pomyłek? Naprawdę? A jeszcze parę miesięcy temu wydawaliście się bojownikami o sprawiedliwośc w UEFIE…. Nie, nie sugeruję tu, że Real kupił ten mecz od sedziów (był już pewny awansu, po kiego ch… miałby to robić?), nie sugeruję, że UEFA chciała pomóc Realowi odnieśc sukces. A mogłabym, zwłaszcza że gdyby to stało się w drugą stronę, albo gdyby spotkało Barcelonę, mielibyśmy już tysiące komentarzy o tym jaka ta uefa niedobra bo krzywdzi biedny realik. Dlatego przyjrzyjcie się tym dwóm bramkom, które nie zostały zaliczone, i powiedzcie sobie: tak wyglądają sporne sytuacje. Sędzia nie jest Bogiem i miał prawo się w ich ocenie pomylić. Nie oznaccza to od razu, że jest w wielkim spisku z FIFĄ, UEFĄ, Al-Kaidą i Marsjanami przeciwko wam. I jak następnym razem taka sytuacja się wydarzy, zwłaszcza w meczu o pietruszkę albo kiedy i tak nie ma wpływu na koncowy rezultat, dajcie sobie na wstrzymanie i przestańcie wołać jaki to ten świat jest zły i niedobry, bo was krzywdzi. 

Grupa A
1FC Bayern München 13 pkt
2SSC Napoli 11 pkt
3Manchester City FC 10 pkt
4Villarreal CF 0 pkt
Grupa śmierci. Tak mówili przed losowaniem. Grupa, która zakończyła się bardzo dziwnie. Bayern był faworytem i tego nikt nie kwestionował, jak dla mnie, to w obecnej chwili trzeci obok 2 hiszpańskich gigantów faworyt do wygrania LM. Był jeszcze czwarty, ale… a to pózniej, zresztą pewnie sami się domyślacie :). Przed pierwszymi meczami liczyłam że Villareal coś ugra, bo Hiszpania Hiszpanię wspierać powinna :) (poza wiadomo kim). Ale Villareal w tym sezonie i w lidze, i w LM to jakies nieporozumienie, dlatego szybko stało się jasne, że zakończy te rozgrywki.. no, tak jak zakończyło. I wtedy pojawiło się to pytanie: kto z drugiego miejsca? Napoli, czy.. Bayern by się rymowało :), ale Bayern już wcześniej  mówiłam że był absolutnym faworytem, a druga możliwością było City. City, które w Premier League szokuje swoją grą i skutecznością,  ale w LM od początku sobie nie radziło. Najpewniej dlatego, że mimo wszystko potęgi nie da się zbudować samymi pieniędzmi, a City nieprzyzwyczajone do gry w LM cóż.. legło ze słabszymi. Albo i nie słabszymi, bo gra Napoli od początku robiła na mnie wrażenie, więc co najmniej 3 ostatnie mecze ściskała kciuki żeby to oni, a nie przereklamowane City awansowało dalej, co wydawało się nierealistyczne… Ale już po meczu 5 kolejki, gdy Napoli z nimi zwycieżyło, zaczęło nabierać prawdziwych kształtów, w zwiąku z czym, a także słabą formą City w poprzednich meczach mimo wystawiania podstawowego składu, no i ponadto samym składem grupy A, która nie bez powodu nazywana była grupa śmierci, sprawia że ich odpadnięcie nie wydaje się taką sensacją, jaka byłoby, gdyby ktoś to powiedział przed losowaniem grup. I teraz wydaje się blade,zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę….

Grupa C
1SL Benfica 12 pkt
2FC Basel 1893 11 pkt
3Manchester United FC 9 pkt
4FC Oţelul Galaţi0 pkt
„Każdy inny wynik w grupie C niż awans Manchesteru United będzie niewiarygodną sensacją”. Jak myślę o rezultacie z tej grupy, natychmiast staje mi przed uszami to zdanie. Usłyszałam je w reportażu Eurosportu na temat wyników losowania grup LM, kiedy przypadkowo obejrzałam go włączając za wcześnie telewizor w losowaniu LE. I zaraz słyszę swoje własne myśli, gdy to pierwszy raz usłyszałam – „Pff… No proszę, każdy inny niż ich pierwsze miejsce! Mają je praktycznie pewne!” . Zaraz potem przypomina mi się fragment artykułu zczuba.pl o potknięciu United w drugiej kolejce : Alex Ferguson zadbał o to, żeby na składzie i grze jego zespołu w tym meczu widać było solidną naklejkę z napisem ''formalność''. I tak zamiast zastanawiać się, czy zaledwie dwa punkty w dwóch meczach Ligi Mistrzów to już jest kryzys […], człowiek wzrusza ramionami i myśli, że i tak za dwa mecze nikt nie będzie o tym pamiętał, bo Man Utd zapewne spokojnie będzie zmierzał po awans. Tym bardziej, że - zupełnie jak polskie siatkarki w mistrzostwach Europy - w grupie nie ma nawet z kim odpaść.” (Źródło: http://www.zczuba.pl/zczuba/1,90957,10374805,Dziesiec_mgnien_Ligi_Mistrzow.html?bo=1). I ja tak wtedy pomyślałam, i redakcja, i najprawdopodobniej każdy. I tak pomyśleli też sami gracze United, konsekwentnie nie przykładając się do meczów z takimi drużynami jak Basel czy Benfica. Okazało się, że jednak odpaść ma z kim, a zmobilizowanie się w ostatnim meczu nie umożliwiło piłkarzom Man Utd awansu, jako że Basel było jeszcze bardziej zdeterminowane. Tak wiem, ciężko w to uwierzyć, samym zdeterminowaniem nikt jeszcze ligi nie wygrał… Ale jeden mecz już owszem, a ten jeden był właśnie potrzebny. Nadal cięzko uwierzyć? Tak naprawde, to mi też. Po wczorajszym meczu Chelsea z Valencią cały czas powtarzałam sobie, że to wskazówka dla mnie na mecz United, żeby nie nastawiać się na ich porażkę, bo jest mało prawdopodobna, a jeśli jednak się trafi, to traktować to jak miłą niespodziankę. Szanse były tak niewielkie, że wolałam nie być niepotrzebnie zawiedziona czymś, co jeszcze niedawno przyjmowałam za oczywistość. A jednak wracając po hiszpańskim, sprawdzając natychmiast aktualne wyniki  meczów , zobaczyłam 1:0 dla FC Basel. I nie mogłam w to uwierzyć, i cały czas czułam, że to był chwilowy zryw, a zaraz United zrobią swoję i pozbawia mnie złudzeń o sensacji.  Gdy spiker z Multiligi poinformował, ze „przenosimy się na stadion w Bazylei, albowiem padła tam bramka”, już poczułam „no dobra, koniec marzeń”… i wtedy zobaczyłam cieszących się zawodników w niebiesko-czerwonych strojach. Sama się zdziwliłam, jak bardzo mnie to ucieszyło, zwłaszcza ze nadal nie dowierzałam temu, co właśnie widziałam. I trochę upewniła mnei w tym bramka kontaktowa, i miałam to uczucie, że już będę miała wrażenie, że stało się coś historycznego, kiedy ostatnia sekunda zmieni historyczne zwycięstwo w duuużo mniej historyczny remis, który pozostawi tylko wspomnienai i zal że się nie udało,. Może nie miałabym tego uczucia, ale ostatni mecz Polska – Niemcy, czy nawet ten pechowy mecz Wisły z APOELem wyrobił mi przekonanie, że nawet gdy masz historię na wyciągniecie ręki, to końcówka niszczy tą historię. W związku z tym praktycznie odliczałam sekundy do konca meczu, i trzesąc się cała wykrzykiwałam tylko (i tak znacznie przeze mnie nadużywane) „PANIE SĘDZIO, KOŃCZ PAN TEN MECZ!!!!” :). Ale nawet koncowy gwizdek sędziego, widok zrozpaczonych piłkarzy United i okrzyki komentatora nie pozwoliły mi uwierzyć w to, co właśnie widziałam. Tak naprawdę, to, że ta sensacja jest prawdą, uświadomiło mi dopiero hasło z ust komentatora „…i jest to potencjalny rywal Legii Warszawa w Lidze Europy…” :). Nie będę więcej pisać, wiem, że dla fanów United to ciężka sytuacja. Napiszę tylko tyle: wielki szacun dla tych z was, którzy mimo to pozostana dumni przy swoim klubie. A ode mnie? Legia czeka :) . No cóż, widocznie Man utd nie ma szczęścia do czerwono-niebieskich drużyn zaczynajacych się na FCB :)

PS. A zastanawialiście się, jak to wygląda z punktu widzenia innych drużyn w tej grupie? Szwajcarię pewnie łatwo sobie teraz wyobrazić, tonie w euforii i wychwalaniu wielkiego sukcesu swojej drużyny, zresztą – to nie jest drużyna dużo bardziej rozwinięta piłkarsko od Polski,w yobraźcie sobie, co robiłyby polskie media, gdyby zamiast Basel była taka np. Wisła, wspominając jak świętowały mecze Lecha z City i Legii ze Spartakiem. Ale co czuje teraz Benfica, która wyszła z grupy z 1 miejsca, swoimi 2 remisami z United tez się do tej sensacji przyczyniła, a teraz nikt nie zwraca na nia uwagi? A Otelul, który był tuz przy tych sensacyjnych wydarzeniach, a jedyne, co mogą teraz powiedzieć Rumuni, to że „przeszedł obok nich”?
A w sumie co mnie to :). MAM, MAM, MAM SWOJA SENSACJĘ!!!!!
Ula

środa, 7 grudnia 2011

Zaczynając od końca, czyli faza grupowa Ligi Mistrzów – część 1

No dobrze, może nie tak bardzo od końca, bo to nie będą przemyślenia na temat tej kolejki idące wstecz aż do meczu numer  1. Po prostu tak się złożyło, że a momencie, kiedy bloga właśnie założyłam, faza grupowa akurat się skonczyła – a wraz z tym pojawiły oczywiście przemyślenia, tak więc wszystko co sądzę na ten temat:

- po pierwsze: tak, wiem, że tak naprawde faza grupowa jeszcze się nie skonczyła. Wiem, że zostały jeszcze meccze pozostałych 4 grup. Ale te pierwsze 4 grupy (albo ostatnie? W końcu to grupy E-H. Jak widać LM też zaczyna od konca ^^) i tak przyniosły tyle przemyśleń, że spiszę je wszystkie dzisiaj, natomiast część drugą wyprodukuję jutro, jak już 8 ostatnich meczów faktycznie obejrzę .
-po drugie:tak, właśnie, obejrzę 8 meczów. Te 8 meczów tez ogladałam. Oczywiście, nie wszystkie w całości, leciały naraz więc byłoby mi z tym ciężko :). Po prostu w tym przypadku wyjątkowo, zamiast kierować się tym, co lubię najbardziej i po prostu obejrzec młodzież z Barcelony, postanowilam prześledzić ostateczne rozstrzygnięcia poprzez coś takiego jak Multiliga, czyli dla niewtajemniczonych – sledzimy wszystkie 8 meczów naraz, na dole widzimy wyniki, w jednym czasie ooglądamy tylko jeden mecz a odpowiedzialna za to osoba przenosi nas z meczu do meczu w zalezności od tego, gdzie akurat najwięcej się dzieje. Oczywiście oznacza to że mecze oglądałam fragmentami, tak więc gdyby moja wiedza na temat jakiegoś meczu była niepełna, to właśnie przez to.

A więc czas na faktyczne przemyslenia. Będę szła grupami i mimo tytułu nie zacznę wcale od końca - to była kuszaca propozycja, ale inne powiedzenie mówi żeby najlepsze zostawiać na koniec :), więc skorzystam z tradycyjnej kolejności:

Grupa E

Na początek troche faktów, czyli tabela końcowa grupy:
1Chelsea FC 11 pkt
2Bayer 04 Leverkusen 10 pkt
3Valencia CF 8 pkt
4KRC Genk 3 pkt

Mecze ostatniej kolejki:

1.       Chelsea 3:0 Valencia
Moje przemyślenia? No więc nie mam nic do Chelsea, ale mimo to trzymałam kciuki za Valencię. Trzymałam przede wszystki  dlatego że mimo wszystko ją lubię, że w kilku meczach, które widziałam, zrobiła na mnie naprawdę bardzo dobre wrażenie i chciałam żeby przeszła dalej. Ale również grała tu rolę moja inna cecha, to, że lubię niespoziewane rozstrzygnięcia i sensacje turniejów, to, że kiedy w jakims meczu grają dwie drużyny do których mam w miarę neutralny stosunek, z reguły podświadomie trzymam kciuki za tą teoretycznie słabszą. A już szczególnie lubię takie rozstrzygnięcia na szeroką skale miary odpadnięcia z turnieju, dlatego – bez obrazy dla ich kibiców – bardzo ucieszyłabym się, gdyby po fazie grupowej z Ligą Mistrzów pożegnałby się tak wielki klub jak Chelsea. (Oznaczałoby to też dla londyńczyków gre w LE i szansę na przyjazd do Warszawy na mecz z Legią, ale w tym momencie możemy o tym zapomnieć). Dlaczego tak mam? Nie mam pojęcia, może to ta polska mentalność, może to przez to, ze będąc już wprawionym w oglądanie meczow teoretycznie dużo silniejszej drużyny ze słabszą (polską) i liczenie na to, że jednak wolą walki i desperacją uda im się ostatkami sił wyrwac zwycięstwo ui coś osiągnąć mimo braku umiejętności, potrafię wczuć się w kibiców drużyny która tez jest skazywana na porażkę i chce sprawić niespodziankę? Całkiem możliwe. Mimo wszystko jednak, oglądając takie mecze, powinnam być tez przyzwyczajona do tego, że jednak mimo wszystko w znacznej większości przypadków zespół teoretycznie mocniejszy okazuje się być również praktycznie mocniejszy i zwycięża, a już prawie zawsze dzieje się tak kiedy i tej mocniejszej drużynie zalezy na zwycięstwie, kiedy i dla niej jest to mecz o śmierc lub życie. I tak właśnie też było w tym przypadku, tylko ja się za bardzo nastawiłam na to, że może będziemy mieli sensację, bo w końcu „Valencia nie taka słaba, do awansu wystarczy im bramkowy remis, a jeden taki już udało jej się ugrać, ba, urwała remis nawet Barcelonie (z tego akurat się nie cieszę :)), to i teraz może sobie poradzi, mimo, że grają na obcym terenie…” Pierwsza bramka bardzo szybko zweryfikowała moje poglądy, mówiąceodtąd że „Chelsea w sumie też zalezy na awansie i to pewnie nawet bardziej, trzeba było się liczyć że zrobią wszystko by wygrać”, ale wciąż liczyłam na to, ze Valencia wyrówna, „to w końcu tylko jedna bramka…”. Druga bramka jeszcze bardziej obniżyła moją nadzieję, aczkolwiek cały czas pamiętałam „no, nie takie rzeczy się odrabiało, to jeszcze nie koniec..”. Trzecia bramka jednak wyjaśniła wszelkie wątpliwości. Chelsea było po prostu bardziej zdeterminowane, bardziej zalezało im na zwycięstwie (bo i bardziej go potrzebowali), no i przede wszystkim grało duzo lepiej i zasłużenie awansuje z pierwszego miejsca.
Przynajmniej z tego co widziałam, bo tutaj muszę stwierdzić że to głównie ten mecz był powodem, dla którego zdecydowałam się ogladać Multiligę zamiast klasycznie Barcelony, i pan dziennikarz z Multiligi sprawił że już więcej tak nie postapię, pokazując takie marne fragmenty meczu, że naprawdę moja opinia może tutaj wcale nie być poprawna, może w pozostałych fragmentach to Valencia dominowała i zasłużyła na lepszy rezultat? Wiem, że miała przewage w posiadaniu piłki (chyba), statystyki strzałów to minimalna przewaga Chelsea, takie statystyki jak rzuty rozne na korzyśc Valencii… niestety statystyki nie oddają z reguły pełnego obrazu gry, no i jedyne co mogę powiedzieć  na koniec to że na podstawie tego co wiem, Valencia walczyła dzielnie, próbowała, ale jednak po prostu nie była w stanie zatrzymać druzyny, która od chwili losowania miała być liderem grupy i tak właśnie zakończyła.
(Aha, jak już jestem przy tym meczu to skorzystam z okazji i wysyłam pozdrowienia dla Ady, która przekonywała mnie żebym tego bloga założyła i pewnie wczoraj się cieszyła podwójnie, ze zwycięstwa nie tylko Barcelony, ale tez i Chelsea ^^)

2.       Genk  1:1 Bayer
Teraz będzie duzo krócej, obiecuję :). Bo i niewiele można o tym meczu powiedzieć. Wszystko było już pewne – Bayer ma awans, Genk gra tylko o honor, skonczyło się remisem. Jedyne, co tu mi się kojarzy, to to, że piłkarzem Genku jest były bramkarz Jagiellonii Sandomierski, i teraz już wiem, dlaczego grzeje ławę. To znaczy, w przenośni oczywiście :). Po prostu to nie jest klub z polską mentalnością. A wydawało się, że jednak – w LM zagrał typową polską taktyką mecz otwarcia – mecz o wszystko – mecz o honor, poza faktem że meczów grał 6 a nie 3 więc było to rozłozone trochę bardziej :). Tyle że Genk stwierdził, że skoro już gra ten mecz o honor, to spróbuje przynajmniej ten honor wygrać, i walczył ambitnie, nawet przez wiekszość czasu prowadząc, a zwycięstwo dając sobie wydrzeć dopiero w ostatnich minutach. I to go właśnie od naszych cudownych Polaków różni :)

Grupa F

1Arsenal FC 11 pkt
2Olympique de Marseille 10 pkt
3Olympiacos FC 9 pkt
4Borussia Dortmund 4 pkt

Mecze ostatniej kolejki:

Borussia 2:3 Olympique
Oj, w tej grupie to się działo… Ale czego tu się spodziewac, jeśli do ostatniej chwili teoretycznie wszystkie drużyny miały szanse na awans? Tutaj niestety mamy też potwierdzenie mojej teorii z meczu Genku, ponieważ mamy tutaj mecz, gdzie polski piłkarz faktycznie gra, ba, robią to samo dwaj inni polscy piłkarze…  Efekt jest taki, że mecz, który teoretycznie meczem o honor wcale nie był (warunki awansu BVB były co prawda tak nierealistyczne, że ciężko było wierzyć, że cokolwiek ugrają, ale matematyka cały czas upierała się, że szanse sa, więc uznajemy to jako „mecz o wszystko”. Kolejny, po tym jak w każdej kolejce wydawało się że Borussia szanse na awans straci a mimo to cudownie je zachowywała), został i tak przegrany. Ale w jaki sposób! Początek był dla Borussii tak dobry, że nawet ja  zaczynałam wierzyć, że może jeszcze coś tam ugrają ( no, przynajmniej kiedy nie spoglądałam na wynik meczu w Pireusie :)), ale bramka kontaktowa wszystko zmieniła. Prawdopodobnie przez to, że była bramką do szatni, bo to zawsze wpływa na morale drużyny i może odmienić druga połowę. Tak zreszta zrobiła, BVB zaczęło grac słabo, OM zaczęło grać lepiej, mimo tego bramki nie padały i wydawało się, że z wyniku najbardziej zadowolony będzie Olympiakos, a BVB zachowa przynajmniej ten osławiony honor, wygrywając niedostatecznie, aby cokolwiek osiągnąć, ale jednak wygrywając. I wtedy właśnie ta dramatyczna koncówka, bach, bramka wyrównująca, bach, bramka na prowadzenie i OM jest w fazie pucharowej, hura, hura… No dobra, przesadziłam, dramatyczna to była chyba tylko dla kibiców OM lub Olympiakosu, reszty to raczej nie dotyczyło, no chyba że ktoś lubi sensacyjne zakończenia. Zaraz…. Czy ja czegoś na ten temat przypadkiem nie mowiłam? :). Ano tak ^^. I to jest jeden z powodów, dla których mimo że jako osoba wspierająca Polskę i Polaków liczyłam na lepszy efekt bytności BVB w LM, jakoś wcale nie byłam po tym meczu zawiedziona. Drugi z nich, to fakt powiązany z kolejna moją nietypową cechą, otóż jestem chyba maniaczką deżawi jako że bardzo lubię szukać alnalogii i podobieństw miedzy róznymi meczami które nie mają ze sobą nic wspólnego. No i ten mecz własnie przypomniał mi o jednym z moich ulubionych meczy, Spartak-Legia w Moskwie o awans do LE. Teraz widzicie podobieństwo? Poczatek gospodarzy bardzo dobry, szybkie dwie bramki które wydawały się rozstrzygnąć powoli o meczu i nagle bramka kontaktowa przywracajaca nadzieję i zagrzewająca do walki przyjezdnych, którzy w końcu wyrównali i kiedy już się wydawało, że żadna z drużyn nie skonczy korzystnie (w tym meczu remis dawał awans Grekom, w sierpniowym tylko dogrywkę ale to nadal nierozstrzygnięcie), w ostatniej chwili goście kończą odwracać losy spotkania strzelając zwycięską bramkę i zdobywając awans! Tadam, wróciły wspomnienia? Mi bardzo, dlatego w sumie, to cieszyłam się razem z fanami Marsylii, wiem co teraz czują ^^. Ostatni powód, to kolejny z „paradoksów Polaków w LM”, powstających głównie przez to, że sama obecnośc Polaków w LM jest tak zaskakująca, że zakrzywia rzeczywistośc J. Kolejkę temu był już osławiony przez zczuba.pl  „paradoks meczu BVB z Arsenalem”, mowiący, że dla nas Polakow fajnie by było, żeby Kuba, Lewy i Piszczek jak najwięcej strzelili, ale równie dobrze fajnei by było żeby Szczęsny zachował czyste konto :). (Rzeczywistość dość brutalnie rozwiązała ten paradoks, nie spełniając ani jednego ani drugiego :(). W tym tygodniu mamy znany już od dawna paradoks z udziałem tylko Borussi, mówiący, że fajnie by było, żeby Borussia awansowała, bo to zawsze rozwój naszej trójcy z BVB, ale też fajnie by było, żeby odpadła, bo wreszcie Polsat będzie pokazywał normalne, lepsze mecze, a nie ciagle tylko „Polaków…”. Choć to bardziej ina Polsatu niż Borussi samej w sobie… To ja już nie wiem o.O
Aha, i na koniec, jak kogoś te argumenty i tak nie przekonują, to co? Zawsze mamy to jedno, realn pocieszenie. Jakby nei było, to otwierająca wynik meczu bramkę, która wpłynęla na jego dalszy przebieg, strzelił nie dośc, że po podaniu Lewego, to jeszcze Kuba. Nadal jestescie pewni, że odejdzie?
Olympiakos 3:1 Arsenal
Ten mecz był bardzo powiązany z poprzednim, więc co trzeba było o nim powiedziec, już powiedziałam, to te wszystkie „muszą osiągnąć to i to I LICZYĆ NA TO, ZE…” prowadzą do takich mieszanych rozważań. Dlatego oddzielnie mogę powiedzieć tylko tyle że.. rezerwy Arsenalu, które ostatnio dzielnie walczyły z Man City, tym razem nie dały rady Grekom, taka to już jest niestałość w piłce nożnej. Tyle, że to zwycięstwo Olympiakosowi nic nie dało, i teraz jak sobie tak pomyślę przez co przeszli kibice pireuskiego zespołu (taki jest przymiotnik od Pireus? :)), cały czas dostając newsy, że BVB gra „pod nich” w meczu w praktyce jednak o honor prowadzac z OM, po zakończeniu meczu będąc przekonanym, że wywalczyli awans, i nagle słysząc o bramce Valbueny w samiutkiej końcówce, przez która zagrają tylko w LE? W Grecji najpewniej dramat. Ale co mogę powiedzieć, trzeba było jak był czas pokonać Borussię. Olympiakos miałby awans, a polskie media nie dmuchałyby tak balonika, otwarcie przyznajac, że przynajmniej polskie trio w Borusii wyćwiczy się trochę w tym, co w reprze będą grać bardzo często. W meczach o honor :).
A na koniec nieco szokujące stwierdzenie, że właśnei w tej grupie, grupie która wydawała się najbardziej zwariowana, w której sytuacja do ostatniej chwili była tak pokomplikowana jak to tylko się dało, rezultat jest taki, jak by to wynikało z teorii. Druzyna losowana z 1 koszyka – na 1 miejscu, z 2 – na 2, z 3 - 3 i 4 – 4. Paradoks :)

Grupa G

1APOEL FC 9 pkt
2FC Zenit St Petersburg 9 pkt
3FC Porto 8 pkt
4FC Shakhtar Donetsk 5 pkt

Mecze :

1.       Porto 0:0 Zenit
Czyli największy powód, dla którego zaczełam nienawidzić Multiligi. Ja wiem, że to był bezpośredni mecz o awans, że zapowiadał się dobrze, ale zakończył się jako najnudniejszy mecz z tych 8 i naprawdę można to było przewidzieć! Nie, szanowni państwo z Multiligi i tak musieli co chwile wracać na Estadio Dragao (dobrze napisałam? :)) i sprawdzać, jak ta rywalizacja, chodziaż widać było, że bardziej się nie rozwinie, bo Zenitowi zalezy na remisie i po prostu wybija co się da, zreszt a Porto tez zbyt składnych tych ataków nie tworzy.  A w innych meczach to co, tylko bramki jak padna, to pokazać, bo reszta nieinteresująca? No, może jeszcze grupę F, bo jednak jest pseudopolska, to trzeba. Ech, powinnam była po prostu jak człowiek włączyć Barcelonę, a nie chrzanic się ze wszystkim. I mniej pisania by było, i ciekawszy mecz bym obejrzała.  Żeby chociaż efekt lepszy.. a tu 0:0 daje remis Zenitowi… Ruscy idą dalej…  Jestem Polką, nie lubie ruskich xD. 

2.       APOEL 0:2 Szachtar
No dobra, tutaj może będzie trochę pisania, ale raczej nie o samym meczu, jako że to był najlepszy z całej ósemki przykład meczu o nic. APOEL pewny 1 miejsca, Szachtar pewny ostatniego, meczo o wielkie puste ZERO. No dobra, jest ten cały honor…. Ukraińcy tez grają mecze o honor? To już widać po co nam wspólne Euro… :). Tyle że Ukraińcy też te mecze wygrywają. I to nawet dosyć przekonująco. Co jest podwójnie smutne, bo jak to, już wszyscy poza nami radza sobie w meczach o honor? No i my Polacy straciliśmy jedną pozytywną satystykę, jeśli o rewelacje LM chodzi. Taka rewelacją jest tu bezdyskusyjnie APOEL, o tej rewelacji jeszcze trochę pogadam, natomiast do wczoraj jedyną drużyną która wygrała z APOELem w całej jego tegorocznej przygodzie z Ligą Mistrzów była – jakkolwiek by to teraz dziwnie nie brzmiało – Wisła Kraków. Tak, ta sama, która teraz ma w LE podobna sytuację jak Borussia w LM, mecz tylko teoretycznie nie o honor (w sumie stopień polskości mają podobny… :)) ale to już chyba znowu inna historia). Do wczoraj była jedynym pogromcą tegorocznej rewelacji LM. Od wczoraj zrobił to też Szachtar, i to większa liczbą bramek i na ich stadionie. Ukraińcy znowu zrobili cos lepiej… Hmm, a znacie tą historyjkę, że wszystkie wielkie druzyny na Euro wolą mieszkac w Polsce niż na Ukrainie? To przypomnijcie ją sobie, bo jeszcze wpadniemy w kompleksy :). A o APOELu jako rewelacji LM? Nie, nie chce mi się teraz o tym pisać.. Kolejny raz słyszeć historię o tym, jak to Wisła miała takiego „łatwego rywala” i „szczęście w losowaniu”, jak to byliśmy „3 minuty od LM”, moje pocieszenia samej siebie, że może w LE Wisła coś ugra, a LM to same pogromy, a tak to APOEL będzie dostawał a Wisła walczyła o wysokei pozycje, wreszcie obserwacje, jak to dzieje się totalnie odwrotnie, jak APOEL robi rzeczy o których żadnej polskiej drużynie się nie śniło… Nie, dziękuję, to bardzo niemiłe. Wróćmy może do sytuacji jak w meczu BVB – OM i pogadajmy o Legii? :) A, przypominam jeszcze, że taka Kopenhaga, której Polacy tak się bali, gdy Wisła losowała rywala w playoff, w tej chwili ma wielkie problemy w wyjściu z grupy LE. Czyli tak jak Wisła…  -.- . Hmm.. to ja już nie wiem, co sądzić o naszej grupie Euro, jak widzę, jacy z nas znafcy losowań…. -.- .

Grupa H
1FC Barcelona 16 pkt
2AC Milan 9 pkt
3FC Viktoria Plzeň 5 pkt
4FC BATE Borisov 2 pkt

Mecze:

1.       Viktoria 2:2 Milan
Wspomnianą Kopenhagę do LE zesłała właśnie Viktoria. Viktoria, której od początku |LM dobrze życzyłam. Po perwsze dlatego, że jako druzyna rankingowo słabsza nawet od wielu polskich klubów, niedoceniana, przeszła wszystkie fazy kwalifikacyjne i zadebiutowała w tej wyczekiwanej LM. Poza tym po prostu lubię Czechów, często jeżdżę do Czech na narty, czeski język zawsze mnie śmieszył J, dlaczego miałabym źle zyczyć naszym południowym sąsiadom? Poza tym zaraz po losowaniu stwierdziłam, że gdyby gdzieś w czwartym koszyku błakała się jakas polska druzyna, życzyłabym jej właśnie takiej grupy, jaka ma Viktoria –nie mając szans na wyjście z grupy, bo bedąc na to po prostu obiektywnie za słabym, trafienie na 2 drużyny zajebiste marketingowo, sprowadzające za sobą miliony kibiców, umożliwiające ogromne wypromowanie się i przy okazji również zarobienie dużych pieniędzy, a przy tym trzecia drużyna, najsłabsza jaka była w 3 koszyku, spokojnie umożliwiająca walkę o kontynuowanie gry w LE.  I to tez Viktorii się udało, kończąc zresztą w pięknym stylu, nie szkodząc grającemu już i tak o pietruszkę Milanowi, za to radząc sobie z nim w ostatnich minutach, w ten sposób dziękując własnej publiczności za wsparcie i kończąc pięknie przygodę w LM. Że co mówicie? Że Viktoria nie pokonała Milanu, tylko zremisowała? No proszę, a gdyby Legia, albo Wisła, albo jakakolwiek polska drużyna, grała z tak klasową drużyną jak Milan, nie traktowalibyście remisu jak najcenniejszego zwycięstwa?

2.       Barcelona 4:0 BATE
No i jak już wspomniałam, najlepsze zostaje na koniec :). I teraz trochę żałuję, bo jak widzę ile napisałam, to czuję, że powinnam się streszczać, a o Barcelonie, to ja mogę pisać godzinami i niewykluczone ze faktycznie tak będzie… :). No dobra, nie będzie, będę zwięzła jak tylko mogę :D Ale żeby zacząć od złych rzeczy, to… no dobra, jedyną złą rzeczą jaką tu widzę, jest to, że zdecydowałam się oglądać Multiligę, zamiast tego właśnie meczu, jako że szanowni państwo w Multilidze pokazywali, co się dzieje na Camp Nou, tylko wtedy, gdy padała bramka. A już słyszę te zachwyty, już wiem, że warto było. Bo i jest czym się zachwycać – już od dawna liczyłam na to, że w ostatnim meczu z BATE Guardiola wystawi młodziaków z La Masii, żebym mogła wreszcie zobaczyc jak grają, bo niestety Barcy B nigdzie transmisji nie znajdę, nie ma w Polsce transmisji z Segunda Division. No i nie wykorzystałam okazji. Ale mimo wszystko jak słyszę, co o Barcelonie mówią, to i tak się cieszę, bo i było to coś niesamowitego – wystawić skład jeśli dobrze liczę samych wychowanków, z 2 zawodnikami podstawowego składu i to tez nie aż tak podstawowego, a i tak wygrac 4:0, dokonując najwiekszego pogromu z 4 kolejki (przynajmniej z wtorku)  – tak potrafi tylko Barcelona :). I to mimo to, że BATE potęgą nie jest, to jest wynik tylko o 1 gol mnijeszy niż pierwszy skład, to jest drużyna, która spokojnie poradziłąby sobie w Lidze Europy. O tak, przypatrzcie się na tych zawodników, bo za kilka lat to będą gwiazdy :). No dobra, ja już się przymykam, jak wejdę w tryb psychofanki to będziecie wszyscy mieli mnie dość, więc wole skończyć. I tak już za dużo się nagadałam :)

Dobra, dobra, a wiec.. jeśli nadal nie zraziliście się do mojego słowotoku, to jutro będzie moja historia o drugiej cześci LM ^^. Ale tym razem już krótsza, i to nie jest tylko głupia obietnica ^^. Jeszcze większy szacun dla tych, co to wszystko czytali ^^

Ula

poniedziałek, 5 grudnia 2011

Słowem (albo trzema akapitami) wstępu, czyli kim jestem, skad się wzięłam i po co to właściwie robię :)

A więc wreszcie zrobiłam to, co tyle czasu planowałam. Postanowiłam założyć tą stronę, stronę, na której będę mogła spisywać swoje sportowe przemyślenia i umożliwić tym najbardziej zdesperowanym czytanie ich :).

Ale może najpierw coś o mnie. Na imię mi Ula i liczę już (albo dopiero) 15 lat, chodzę do 3 klasy gimnazjum i mieszkam w Warszawie. To takie podstawowe sprawy. Jak pewnie zdążyliście zauważyć, jestem dziewczyną (łał, co za zaskoczenie, powiedzą niektórzy). Ale nie jestem normalną dziewczyną. Dlaczego? A bo ja wiem? Może dlatego że nie jarają mnie ciuchy i makijaż, nie lubię zbyt dużo latać po galeriach, a zwłaszcza przymierzać butów (wyobrażacie sobie?). Może dlatego, że nie przejmuje się zbytnio wyglądem, praktycznie codziennie wychodzę z domu nieumalowana, a jak zdarzy mi się zaspać do szkoły i przez to nie uczesać, wychodząc w pośpiechu, to też nie będzie to dla mnie tragedią. Potrafię przeżyć bez lustra – nigdy nie próbowałam ile, ale naprawdę dużo, nigdy nie byłam w stanie zrozumieć moich koleżanek z klasy rozpaczających, że w szatni na wuef nie ma luster, bo prawie w ogóle z nich nie korzystałam i odkąd je zamontowali, nadal nie korzystam :). Poza tym tak, rozumiem matematykę, z chemii jestem chyba najlepsza w klasie, fizykę też bym rozumiała, gdyby moja fizyczka próbowała się wyrażać w zrozumiałym języku :) - ale to już inna historia. W każdym razie nigdy nie miałam z przedmiotami ścisłymi problemów, a jak słyszę jakaś koleżankę kwilącą na lekcji, że „prooooszę paaani, aale toooooooo jeeeeeeeest taaakie truuuuuudne…”, to szlag mnie trafia, bo widać że tylko się nad sobą użala :/. Ale przede wszystkim moja nienormalność, która dziwi co trzecią nową osobę którą spotykam, jest to że lubię oglądać sport, a przede wszystkim piłkę nożną. Tak, dokładnie – jeśli nie wierzycie w to, że takie dziewczyny istnieją, to nadstawcie teraz uszu, bo prawdopodobnie idealna sobota dla mnie polegałaby na leżeniu przed telewizorem, oglądaniu meczu za meczem, wcinaniu jakiejś pizzy albo innej tego typu przekąski i popijania napojem gazowanym no i do tego jeszcze najchętniej ze znajomymi, z którymi można by pogadać.  I już niejedna osoba spotykając mnie dziwiła się już nie tylko takiej prostej rzeczy, jak że wiem co to jest spalony (no proszę was, nie rozumiem, czemu robicie z tego taki mit tylko dla wtajemniczonych, przecież to można w jednym zdaniu wytłumaczyć!), ale naprawdę stwierdzając, że „ty to się serio znasz”, co było dla mnie o tyle miłe, że wcale nie uważam się za eksperta, wiem też że prawdopodobnie często wyciągam błędne wnioski i jeszcze wiele mam do nauczenia się, nie tylko w kwestii piłki nożnej, bo oglądam naprawdę różne dyscypliny – nie wszystkie, ale wiele. Za to co jest charakterystyczne, to to, że jak tylko coś się w świecie sportu wydarzy, to zaraz mam dwustronicowe przemyślenia na ten temat, i żeby już nie zamęczać nimi przyjaciółek, postanowiłam założyć jakieś miejsce gdzie będę mogła je wszystkie zapisywać, a jeśli kogokolwiek będzie to obchodziło, to sobie je przeczyta.

I dlatego właśnie istnieje ta strona. Od tej pory, jeśli znowu będą mi latały po głowie jakieś wnioski i przemyślenia, po prostu wejdę i je tu zapiszę, i znowu – jak ktoś będzie zainteresowany, to fajnie, jeśli nie – to trudno, odczuwam dziwną potrzebę publikacji moich wypocin niezależnie od tego czy kogoś one interesują :). Jeszcze dokładnie nie wiem w jakiej formie będę to robić, czy założę jakieś stałe cykle, czy będę pisać na wzór portali sportowych, czy po prostu plotła co mi ślina na język przyniesie :), to wyjdzie w trakcie. A co może wpłynąć na styl mojego pisania? Z góry uprzedzam, że moimi totalnymi idolami, jeśli o dziennikarstwo sportowe chodzi, jest redakcja zczuba.pl, którą to stronę odwiedzam codziennie bo nikt nie pisze o sporcie w sposób tak rozbrajający jak oni, więc jeśli nie znajdziecie tu inspiracji ta strona, to przynajmniej odwołania – to jest pewne. A z moich osobistych preferencji? No więc taka już jestem, że mam w życiu dwie miłości. Pierwszą jest muzyka Trance (jeśli przypadkiem zawita na tej stronie inna osoba, która kiedykolwiek słyszała tą muzykę i nie daj Bóg jeszcze jej się spodobała, to bardzo proszę o kontakt, muszę się podbudowywać, że takich ludzi wcale nie tak mało na tym świecie :)), chociaż nie wiem, jak mogłoby to wpłynąć na sportowe przemyślenia, to nie wykluczam że kiedykolwiek znajdą się tu odwołania do takiej muzyki, bo jest ona ze mną zawsze i wszędzie, więc może i zawitać do przemyśleń. Drugą – i to już ma kolosalne znaczenie w kwestii moich wpisów – jest FC Barcelona. Tak, drodzy madryccy frustraci i inni hejterzy, sezonowcy i internetowi  napinacze, otwarcie się do tego przyznaję, jestem – jak to sprytnie moja przyjaciółka ujęła – Barcoholiczką, i będę pisać jak Barcoholiczka, to znaczy – TAK, będę sprzyjać Barcelonie. Przynajmniej raz to będzie prawdziwe sprzyjanie Barcelonie, a nie wasza iluzja, fatamorgana, wyimaginowana rzeczywistość czy co tam jeszcze, w której wszyscy pomagają Barcelonie, nawet kiedy z daleka widać że są obiektywni. Ja obiektywna nie będę, bo to moja strona i moje przemyślenia, dlatego jeśli zamierzacie mieć do tego jakieś pretensje, to mam tutaj specjalnie dla was taki magiczny czerwony guzik z krzyżykiem w prawym górnym rogu ekranu.  Dotrwajcie do końca tego akapitu, a potem naciśnijcie go i będziecie sobie mogli hejtowac ile wlezie :). Ta strona ma być wolna od hejterów – nie dla was jest przeznaczona, dlatego wszystkie wyzwiska zachowajcie dla siebie, bo będą one regularnie kasowane.  A cała reszta – BŁAGAM, jeśli jakiś hejter się tu zapodzieje, to OLEWAJCIE GO. Konsekwentnie go olewajcie, nie zniżajcie się do jego poziomu i nie odpowiadajcie w ten sam sposób – wyzwiskami, przekręcanymi nazwami itepe. To lamerskie, strasznie lamerskie, i ostrzegam – mimo że jestem kibicem Barcelony, to najbardziej wkurzają mnie wszyscy kinderfani, napinacze i inni prowokatorzy internetowych kłótni, NIEZALEŻNIE OD TEGO, JAKIEMU KLUBOWI KIBICUJĄ. Mogą być fanami Barcy, Realu, Man City albo LKS Chrząstawy, naprawdę mnie to nie obchodzi, jeśli w grę wchodzą wyzwiska, kłótnie i przekręcanie nazw – to robicie out z tej strony albo ja się postaram was wyoutować. Tak więc żadne „Je*ać tych, je*ać tamtych”, żadne „ci to kur*y”, żadne „zamknij mordę, kataloński/madrycki/manchesterski/jaki-tam-jeszcze piesku”, żadne „wracaj do podstawówki dzieciaczku”, żadne wreszcie „farsy”, „sreale” „cwelsi”, „skisłe” czy inne – nie wchodzą w grę. Tutaj obowiązuje minimalna kultura, tolerancja i przede wszystkim – SZACUNEK. Szacunek do przeciwnika. Bo jakkolwiek byście nie lubili jakiejś drużyny, to trzeba ja szanować, trzeba umieć na nią spojrzeć obiektywnie i ocenić. I po to prosiłam wszystkich o doczekanie do końca akapitu, bo to moje wypraszanie wcale nie było do wszystkich kibiców Realu. Nie było nawet skierowane do konkretnie kibiców Realu. Bo normalnych kibiców Realu to ja bardzo chętnie tutaj będę widziała i bardzo chętnie podyskutuję z kimś, kto ma inny punkt widzenia niż ja, jeśli tylko będzie to dyskusja kulturalna. I tak samo kibice wszystkich innych zespołów tego świata – jeśli tylko potraficie obiektywnie po ludzku dzielić się opiniami, to ja naprawdę serdecznie zapraszam do dyskusji i bardzo chętnie będę was tu widzieć. Dlaczego? Bo mimo, że jestem kibicem Barcelony, to wcale nie jest żaden barceloński fanblog, to nie jest strona, na której będę wychwalać FCB pod niebiosa, a o reszcie milczeć. To są po prostu – jak nazwa wskazuje -  przemyślenia kibicującej, moje sportowe przemyślenia, dotyczące wszystkiego co się w tym świecie dzieje i co oglądam, a więc wszystkich nawet nie tyle drużyn, co dyscyplin, bo przecież nikt nie powiedział, że to ma być tylko o piłce nożnej. Na przykład dużo będzie siatkówki – co prawda może to kiepski moment, bo właśnie skończył się Puchar Świata i już trochę za późno na z nim związane przemyślenia, a na następny turniej trochę trzeba poczekać, ale jak tylko będzie coś się działo to na pewno wspomnę. To samo inne dyscypliny, jeśli tylko nie jest to coś czego totalnie nie rozumiem, to postaram się i o tym pisać (a jak wam bardzo będzie zależało, to nawet o czymś niezrozumiałym dla mnie mogę napisać :)). Logiczne, że piłki będzie najwięcej, bo to chyba jedyny sport w Europie tak rozwinięty pod względem klubowym, a w związku z tym wzbudzający emocje cały sezon, a nie tylko w okresie wielkich turniejów, i najwięcej się w nim dzieje, ale i tutaj – spoglądam bardzo szeroko, na różne ligi, a także piłkę międzynarodową, próbując nie dać się temu, ze PZPN robi wszystko, żeby na zawsze zrazić mnie do naszej kadry… ale to znowu się rozpisze na dwie strony, więc zostawię to na kiedy indziej :). Póki co, chyba już zakończę te wprowadzenie, bo i tak jest ono chyba za długie jak na wstęp – ale ja już taka jestem, strasznie się rozpisuję jak już mówiłam, więc spodziewajcie się podobnych „wypracowań” :). Wielki szacun dla tych, którzy dotrwali do końca :).  Mam nadzieje, że jednak ktoś będzie chciał czytać kolejne opowieści :).  A póki co, to żegnam, i ku kolejnym sportowym wydarzeniom i przemyśleniom!

Ula

PS. Błagam, nie zraźcie się literówkami. Spróbujcie sami potem je wyłapywać w takim tekście :P. Dlatego jeśli jakaś się zdarzy – z góry przepraszam.