Szukaj na tym blogu

sobota, 1 września 2012

Jeszcze jeden Superpuchar

Ale taki trochę większy, bo internaszynal. Czyli Superpuchar Europy. Ten z pozoru najbardziej przewidywalny, bo w przypadku krajowych Superpucharów też co prawda drogi do powalczenia o niego są dwie, ale w obu z nich można próbować, przez co na koniec zwyciężają kluby z podobnej półki. Tymczasem miejsce w Superpucharze Europy można wywalczyć tylko jedną ścieżką - albo grasz w Lidze Mistrzów, albo w Lidze Europy, ale nie w jednym i drugim. A że zdecydowana większość klubów z czołówki woli jednak Ligę Mistrzów, to LE zostaje dla tych mniej znanych klubów. Ale - jak Superpuchary nam regularnie uświadamiają - nie zawsze oznacza to, że słabszych. Albo różne inne ciekawe rzeczy.

Ten Superpuchar pokazał nam na przykład, że dobry napastnik jest bardzo ważny. Jako że Atletico ma Falcao, ale Chelsea nie ma już Drogby, a Torresa jako napastnika nadal nie zamierzam liczyć, już po tym było widać, że to starcie może się zakończyć dużo inaczej, niż się wszyscy spodziewali. Kolumbijczyk snajperem jest znakomitym i z szoku wyjść nie mogę, że jeszcze z madryckiego klubu nie uciekł, bo talentu mu starcza - jak zresztą mieliśmy okazję zobaczyć - na szczyty Ligi Mistrzów, tymczasem w jego obecnym klubie po raz kolejny w tych rozgrywkach nie zagra. Mimo wszystko okienko transferowe się zakończyło, a napastnik nie tylko pozostał w Atletico, ale nawet nie słyszało się zbyt głośno o żadnych próbach jego pozyskania. Osobiście jestem z tego faktu zadowolona i mam nadzieję, że w ekipie Rojiblancos pozostanie jak najdłużej, bo bardzo mi zależy na zmniejszeniu się przepaści między Realem i Barcą a resztą La Ligi, a z Falcao w składzie chociaż Atletico będzie mogło trochę bardziej namieszać - a przynajmniej byłaby na to większa szansa, niż gdyby - jak całą reszta ligi - po raz kolejny musiała wyprzedawać swoje największe gwiazdy. A żeby jeszcze w derbach tak strzelał...

Tymczasem o potencjale ofensywnym Chelsea wszyscy wiemy. Przy braku Drogby i obecnej... ekhem.. "formie" Torresa prezentuje się on co najmniej słabo, jak na tak wielki klub. Nie wydawało się to jednak wielkim problemem, bo The Blues zawsze nadrabiali żelazną defensywą, na którą nadziało się w zeszłym sezonie wielu snajperów z Leo Messim na czele. No właśnie, nadrabiali. Po takim meczu bowiem... cóż... jeśli ktoś zna jakiegoś dobrego mechanika samochodowego w Londynie, to powinien się jak najszybciej zgłosić na Stamford Bridge, bo słynny autobus Chelsea jest dziurawy i potrzebuje natychmiastowej naprawy. Nie wiem, jaki wpływ na to miał brak Johna Terry'ego, ale defensywa londyńczyków popełniała w tym spotkaniu takie błędy, jakich nie widziałam już dawno. I wcale nie dlatego, że ostatni ich mecz, jaki oglądałam, to był finał LM - po prostu jeśli klub, który potrafił w osłabieniu powstrzymać huraganowe ataki praktycznie całej Barcelony, trzy miesiące później wpuszcza w obronę jak w masło atakujących Atletico, które, nie oszukujmy się, jakąś bardzo uznaną firmą jednak nie jest, a poza wspomnianym Falcao ma w ataku zawodników najwyżej solidnych, to powody do zastanowienia się są. Albo ten "ultrazwycięski" potencjał Chelsea skończył się po 3 meczach Premier League, z których najważniejszym było to z Newcastle (nawet nie, bo przecież Tarczę Wspólnoty z Man City przegrali), albo The Blues uwierzyli, że skoro oni są zwycięzcami LM, a Atletico tylko "jakiejś tam" LE, to Superpuchar dostaną za darmo, bo to przecież taka różnica klas, albo po prostu mają nagły kryzys, jak niedawno choćby Real. Tak czy siak - obecna Chelsea to nie ta sama Chelsea, co w zeszłym sezonie.

I to mimo potężnej ofensywy transferowej w przerwie między sezonami. Zresztą akurat jeśli o to chodzi, to z moim podejściem do takich "zakupów" mogę być zadowolona. Pierwsze na liście rozrzutnych tego lata, uzbrojone w szejkowe petrodolary PSG sezon zaczęło od trzech remisów, plasuje się gdzieś tak w połowie tabeli ligowej i jest obiektem wielu żartów, a nikt nie powiedział, ze poradzą sobie w LM (z taką formą, mogą skończyć gorzej niż City rok temu), nic więc dziwnego, że podobny los spotkał drugą, jeśli chodzi o wydane tego lata pieniądze Chelsea. Ta co prawda w lidze zaliczyła jak dotąd komplet zwycięstw i jest współliderem tabeli, ale pierwsze trofeum w sezonie jak już wspomniałam przegrała z, o ironio, Man City, które akurat w tym okienku nie przeprowadziło jakichś spektakularnych transferów, a do tego jeszcze dochodzi wczorajszy blamaż z Atletico. W uniknięciu którego zresztą nowe zakupy jakoś nie pomogły - z wielkich transferów The Blues w tym okienku, o Superpuchar zagrał tylko Eden Hazard, który może i w Premier League spisuje się świetnie, ale w meczu z hiszpańskim klubem był niezbyt widoczny, a i wejście kolejnego z serii "brazylijski talent, który w tamtejszej lidze radził sobie świetnie, ale w Europie kompletnie nie wiadomo, czego się po nim spodziewać, ale media robią wokół niego tyle hałasu że kosztuje stanowczo za duże pieniądze", czyli Oscara, też jakoś za dużo nie odmieniło. Ale transfery piłkarzy są stanowczo przepłacane już od dawna i to w całej Europie, więc to mnie akurat nie dziwi. Zobaczymy, może jednak okażą się one trafione. Byleby te PSG nie były, bo kolejnej szejkopotęgi nie zniosę. Ale to już zupełnie inna historia.

Tymczasem jednak ostatnia dyskusja, do której przez ten mecz znowu powracamy. Ostatnio czytałam na zczuba analizę wszystkich "argumentów", którymi przerzucają się pseudofani Realu i Barcy w swoich kłótniach, gdy nagle pewien niezwykle trafny komentarz uświadomił mi, że to już nie jest tylko wojna na linii Barca-Real, że istnieje tez trzeci front. A więc pozwólcie, że zacytuję: "Ja bym jeszcze dodał 3 grupę, tzw. kibiców BPL (tak zawsze fachowo piszą o tej lidze), którzy przy każdym artykule o Messim podkreślają, że w angielskim klubie by sobie nie poradził i na pewno połamaliby mu nogi, najpóźniej w drugim meczu (ich zdaniem to powód do dumy), a co do Realu to wiadomo wygrywa tylko dlatego, że rocznie gra w lidze 2 mecze bo reszta drużyn to ogórki niewarte nawet zapamiętywania ich nazw (oczywiście jeśli jakiś angielski klub przegra z owym ogórkiem to tylko dlatego, że odpuścił sobie te nieumywające się do BPL rozgrywki). Generalnie tych argumentów wynajdują sporo i są grupą z którą trzeba się liczyć nawet w przypadku artykułów, które jak się zdaje nie powinny ich interesować." Zawsze uważałam, że wojna Real-Barca i wojna PD-PL to dwie oddzielne sprawy, ale teraz faktycznie widzę, że tutaj jest pewien związek i że kłótnia o ligi jest tylko dodatkiem do awantury o w sumie jedno i to samo - kto najlepiej gra w piłkę. Co taki mecz jak wczorajszy, z tak niespodziewanym wynikiem, po raz kolejny zweryfikuję. A więc pozwólcie, że sprawdzę, czy dobrze zrozumiałam:
  -W lidze angielskiej tak naprawdę poziom jest hiperwyrównany i praktycznie pół tabeli walczy o mistrza (to nic, że w zeszłym sezonie liderem cały sezon było albo City, albo United, a strata trzeciego Arsenalu do tej dwójki była podobna, co strata Valencii do Barcy w La Lidze, to znaczy niedająca szans na wejście choć trochę wyżej).
  -A zresztą, co tam szansa na mistrza, jaka zacięta jest walka o miejsce w  pucharach! O ostatnie miejsce w LM biły się 3 drużyny i to do ostatniej kolejki! (Po raz kolejny - to co, że w La Lidze tak samo zacięta walka była nie tylko o pozycję w LM, ale nawet o miejsca w LE, że jeszcze w końcówce z 10 miejsca można było w jedną kolejkę wskoczyć na miejsce w pucharach. Ale o tym wie może z 1% kibiców, bo większość nie patrzy poniżej drugiego miejsca).
  -Tymczasem La Liga to żadne emocje, tam przecież Barca z Realem wszystkie mecze wygrywają po 5:0, tak że nawet nie trzeba ich oglądać (właśnie dlatego Real ostatnio przegrał z Getafe, a wcześniej zremisował z Valencią, Barca ledwo uciekła od porażki z Osasuną, a w zeszłym sezonie zanotowała 7 remisów, większość z powodu dobrej gry rywali, którzy postawili im równe warunki).
  -No i oczywiście ta dominacja wielkiej dwójki wcale nie jest spowodowana tym, że są takie dobre, jakby oba kluby grały w Premier League byłyby gdzieś w środku tabeli (no pewnie, stąd te wszystkie ich zwycięstwa nad angielskimi klubami w LM, od których jedynym wyjątkiem jest półfinał Barcy z Chelsea rok temu, albo te 2 zwycięstwa Barcy w LM w ostatnich 4 latach. W rzeczywistości to ekipy zdecydowanie słabsze od takiego Stoke czy Evertonu).
  - Są tak wysoko tylko dlatego, że cała reszta tej ich słabiutkiej ligi to kelnerzy i półamatorzy grający na poziomie ekstraklasy, które nawet prosto trafić w piłkę nie umieją, więc ogranie ich to żaden problem, ekipy angielskie rozwalałyby je po 10:0, gdyby miały okazję (właśnie dlatego jeden z tych ogórków rok temu dwa razy ograł Man United, a inny wczoraj tak pięknie zlał Chelsea)

No i wszystko robi się jasne, fakt, to święta racja. Real z Barcą nie maja nawet podejścia do wspaniałego, stabilnego i równego poziomu wszystkich klubów Premier League, bo reprezentant tej niesamowitej ligi równie świetnie sobie poradził z jednym z tych ogórków z Hiszpanii i udowodnił, że ogranie ich to żaden kłopot. A że w Anglii wszystkie kluby mają wyrównany poziom, to nawet spadkowicz mógłby też ich ogrywać, regularnie znajdując się w czołówce PD. Zdecydowanie, to ma sens.

Przepraszam za fanów Premier League, jeśli ich tym uraziłam. Więcej nie będę się tak ironicznie wypowiadać o tej lidze, bo ja również cenię ją, jej poziom gry, nieprzewidywalność i emocje jakich dostarcza, i bardzo lubię ją oglądać. Po prostu denerwuje mnie już i to totalnie to wieczne deprecjonowanie niewątpliwych osiągnięć zarówno Barcy, jak i Realu, przez przedstawianie Primera Division jako ligę na poziomie Ekstraklasy, gdzie mistrzem zostaje się na pstryknięcie palcami, a jedyna rzecz warta oglądania, to GD. Może chociaż wczorajszy mecz uświadomił niektórym, że tak nie jest. Osobiście, w rankingu najlepszych lig świata ustawiłabym obie ligi dokładnie na równi, bo każda z nich ma swoje atuty - w Primera jest na przykład świetna technika, czyli jedna z najcenniejszych dla mnie wartości futbolu. Poza tym, La Liga ma trochę trudniejszą sytuację, bo wszyscy patrzą jedynie na spotkania Realu lub Barcy, kompletnie ignorując resztę tabeli - a przecież dajmy na to Atletico z Valencią są w stanie zrobić podobne widowisko, co na przykład Chelsea z Arsenalem, tyle że jedno jest traktowane jako hit na oczach świata, i gdy przychodzi na nie pora, to zdecydowanie ważniejszy mecz niż dajmy na to któryś Manchester z jakąś Aston Villą czy czymś, tymczasem w przypadku PD, choćby grała 3 z 4 ekipą tabeli, polskie media i tak będzie bardziej obchodziła Barca i Real z beniaminkiem. Gdyby patrzeć na obie ligi w ten sam sposób (wyobraźcie sobie PL, gdyby cały świat interesowały tylko oba Manchestery), wyglądałoby to naprawdę podobnie, żeby nie powiedzieć identycznie. Ale świat woli stereotypy. Może chociaż takie Superpuchary pozwolą je obalać, a jeśli tak, do dostaniemy kolejny powód, dla którego Superpuchar jest super.

2 komentarze:

  1. Nie oglądałam tego meczu, bo siostra się wykłóciła i zostałam zmuszona obejrzeć dokument o jakiś dziwnych lekarskich przypadkach, ale w końcu i z niego zrezygnowałam i wróciłam do mojego pokoju, a potem, gdy się zorientowałam, że w sypialni rodziców również jest telewizor, to nagle okazało się, że nie działa tam TVP1 i nie ma Canal+, na którym mogłabym obejrzeć Wisła - Polonia. Tak więc popatrzyłam sobie na Harry'ego Pottera.
    Tak, wiem, mogłam sobie wejść na meczyki.pl, no ale kurde, w sumie nie kibicuję ani Chelsea, ani Atletico, więc po co? I tak patrzyłabym na to urywkami. Ale zerknęłam sobie na wynik, i trochę się zdziwiłam widząc napis: "Chelsea na kolanach, klasyczny hat-trick Falcao" o.O
    W ogóle nie wiem, czy stwierdzanie od razu po meczu, że Falcao to obecnie najlepszy napastnik w Europie jest sensowne, bo może i zaliczyłabym go do czołówki, ale lepsi się znajdą.
    Poza tym resztę wieczoru spędziłam grając w Minecrafta i jedząc pizzę, rozmyślając też, dlaczego to grupy na Ligę Mistrzów są takie a nie inne.
    Przepraszam, że nie odniosłam się za bardzo do wpisu, ale serio nie jestem w temacie, bo zobaczyłam tylko wynik i malutki kawalątek meczu, gdzieś tak ze 3 minuty. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoko, bywa i tak, ja też w drugiej połowie byłam już myślami zupełnie gdzie indziej (a dokładniej przy kończeniu mojego wpisu poniżej). Akurat mecz obejrzałam, bo wydawało mi się to lepszym widowiskiem niż Wisła - Polonia, a poza tym miałam jakieś dziwne przeczucie, że wydarzy się coś wartego uwagi - i proszę.
      Najlepszy to Falcao zdecydowanie nie jest i nie bedzie (Messi i Ronaldo, żeby wymienić tylko te sztandarowe nazwiska), ale zdecydowanie jest znakomity i szykuje sie przed nim świetna kariera. A poza tym to fajne masz zajęcia na wieczór :P Nigdy nie grałam w Minecrafta, muszę kiedyś spróbowac :D

      Usuń