Szukaj na tym blogu

sobota, 22 września 2012

Pamiętniki ze stadionu: Nie ma to jak derby

Obiecałam, więc jest. Po tym, jak postanowiłam zrobić specjalny cykl z opisami meczów oglądanych na żywo ze stadionu, minęło sporo czasu i wydawało się, że już na stadion nie zamierzam chodzić, tak długo nie widziałam żadnego spotkania na żywo. I wtedy nadeszły derby Warszawy i po prostu wiedziałam, że choćby się waliło i paliło to po prostu absolutnie i bezwarunkowo muszę tam być. Zorganizowanie tego wyjścia nie było co prawda takie proste, ale kiedy na rzeczy jest tak ważna kwestia, nic nie jest w stanie stanąć mi ja drodze i tak oto ostatecznie na kilka dni przed meczem udało mi się ogarnąć wszystkie szczegóły i mogłam w piątek iść do szkoły podśpiewując pod nosem "Sen o Warszawie", po czym rysować "eLki" na każdej tablicy :). Tak, cały ten dzień w głowie była mi tylko Legia - ale nic w tym dziwnego, biorąc pod uwagę, że był to jeśli chodzi o emocje być może największy mecz w sezonie. Derby. A co jak co, ale derby rozgrywane na Łazienkowskiej kocham całym sercem. I za absolutnie wszystko. Piękno derbów zaczyna się bowiem już od tej chwili, kiedy wysiadam z autobusu 200m pod stadionem i zauważam pierwsze grupki zmierzających na Pepsi Arenę (no dobra, niech będzie, że użyję tego określenia, bo coś czuję, że będę tu potrzebowała wielu synonimów na stadion Legii) kibiców. Ale naprawdę czuję, że zaczynają się derby, kiedy słyszę w wykonaniu tychże kibiców chyba najbardziej chwytliwą przyśpiewkę w historii futbolu.

Polonia Kaaaaa, Polonia eeeS, Polonia zawsze k...wą jeeeeest...

I choćbym była nie wiem jak kulturalnym człowiekiem nigdy nie używającym wulgaryzmów, nawet się nie obejrzę, a nie mogę się od tego uwolnić i non stop gra mi to w głowie (jak na moich pierwszych derbach), albo wręcz mimowolnie śpiewam z nimi (jak przedwczoraj). Czuję to, kiedy z każdym kolejnym krokiem widzę więcej ludzi w szalikach, i coraz więcej grupek śpiewających różne przyśpiewki. Wreszcie moim oczom ukazuje się pięknie oświetlony stadion na Łazienkowskiej (oczywiście derby zawsze późnym wieczorem, wtedy jest dużo lepszy klimat), wszyscy ci ludzie, którzy stoją pod nim i wiem, że oni czują teraz dokładnie to samo co ja. Piękno derbów jest wtedy, kiedy wreszcie przekraczam bramkę wejściową i mogę się rozejrzeć po schodach prowadzących na wszystkie sektory, obserwować znajdujących się wszędzie fanów, trochę lepiej doczytać, na czym ma polegać oprawa i doping tego dnia, jeszcze kupuję sobie małą mineralkę, żeby sobie w trakcie meczu nawadniać gardło zdarte od dopingowania, i już nadchodzi ten moment. I czuję, że już mogę wchodzić na właściwą część stadionu, znajduję schody na mój sektor, moich uszu już dobiega muzyka grana na płycie boiska, podczas gdy piłkarze się rozgrzewają. Robię kolejne kroki po schodach, aż wreszcie nadchodzi ta chwila. W przejściu dostrzegam błysk lamp oświetlających boisko i czarne nocne niebo nad nimi. Idę dalej, i z każdym pokonanym schodkiem rozpościera mi się widok na coraz większą część boiska, dostrzegam już zieloną murawę, ćwiczących na niej zawodników, wielki baner reklamowy Królewskiego fruwający gdzieś na środku, a wreszcie robię ostatni krok na najwyższy schodek i widzę już nawet logo Ekstraklasy położone na kole środkowym. Rozglądam się po trybunach i już czuję, co się tu będzie działo najbliższe dwie godziny. Wreszcie kieruję się do swojego miejsca, zajmując je, spoglądam lekko w kierunku Żylety. I oczywiście nie jestem w stanie w żaden sposób się zawieść. Żyleta już od dawna jest w komplecie i śpiewa na całe gardło, mimo że do rozpoczęciu meczu zostało niemal pół godziny. Ale jeśli u nas w Polsce jest ktoś, kto wykonuje swoją robotę nie tylko wystarczająco dobrze, ale wręcz powyżej wszelkich oczekiwań, to są to piłkarscy fani. I tak oto dalej patrzę w ich stronę, słucham kolejnych przyśpiewek, aż wreszcie - mimo że to głupie uczucie, kiedy wokół ciebie ludzie milczą bądź rozmawiają ze sobą i generalnie nie są tym aż tak zainteresowani - przyłączam się, w oczekiwaniu na rozpoczęcie spotkania.

Jedno miasto i jeden klub, Legia Warszawa, Legia aż po grób...

I tak mijają kolejne minuty... Śpiewam. Oglądam skład prezentowany przez chłopców z akademii (uwielbiam tą chwilę, oni tak uroczo wyglądają, gdy podskakują na boisku ^^). Słucham jednym uchem tego, co gada spiker. "Marciniak sędziuje? No weźcie se jaj nie róbcie". Po raz kolejny czytam informację o akcji "pokaż czerwoną kartkę wojewodzie" przeciw zamykaniu trybun. Nawet nie zauważam, kiedy z ust spikera pada zdanie, które zawsze wywołuje nad wyraz intensywne bicie serca, i kiedy już wiem, że za chwilę nadejdzie moment, kiedy wszystko jest możliwe. Drżenie serca, łzy w oczach, niezwykłe podniecenie wewnątrz... tak jest, proszę wszystkich kibiców o powstanie, za chwile odśpiewamy... Sen o Warszawie!

Wszyscy kibice stoją.
Wszystkie szaliki w górę.

Mam tak samo jak ty... miasto moje a w nim...

Trzymam barwy wysoko w górze. Zdzieram gardło, jak rzadko kiedy mam okazję.

Zobaczysz, jak przywita pięknie nas, warszawski dzień...

Szum, wszyscy siadają. Ale w środku nadal coś mi pulsuje, jeszcze dobre kilkadziesiąt sekund stoję jak zahipnotyzowana. Ale tak nie można długo, już trzeba klaskać, bo Legioniści wchodzą na murawę! Już trzeba żałować, że nie umiem gwizdać, żeby jakoś "uprzejmie" powitać zespół gości :). Już trzeba szykować kartkę dla wojewody, bo chociaż umówiony był pierwszy gwizdek sędziego - reszta stadionu trochę się wyrwała i wystawiła ją wcześniej. Wreszcie... ruszyli. Przyglądam się kilka minut z zainteresowaniem. Później dużo większe zainteresowanie przyciągają wydarzenia na trybunach. I tak oto z każdą kolejną przyśpiewką intonowaną na Żylecie czuję się trochę bardziej swobodnie, aż wreszcie nawet już nie słyszę, że naokoło nikt nie śpiewa aż tak głośno. Owszem, Żyleta prowadzi doping, ale to nie oznacza, że reszta stadionu ma milczeć! I tak moje śpiewanie nie jest jakieś bardzo głośne. Nie mam donośnego głosu, dlatego nigdy nie nadawałabym się na gniazdowego. Pamiętam turnieje międzyklasowe w piłkę nożną w gimnazjum. Co chwila podchodziłam do któregoś z kolegów z prośbą "no weeeeź coś zaintonuj, bo jak ja rzucam, to nikt nie odpowiada i się głupio czuję..." A w drugiej klasie były momenty, że byliśmy najgłośniejszą klasą nawet na meczu dwóch klas równoległych, kiedy nasza drużyna nie grała. A może to właśnie dlatego, że nasza nie grała, bo większość kibiców klasowych występowała w niej, więc jak grała, to nie mogła jednocześnie dopingować. Zostawały - poza mną - może ze 3 osoby, ale nawet one nie były takie zapalone. Wtedy stwierdziłam, że już nigdy nie będę intonować żadnych przyśpiewek. Ale śpiewać mogę, dlatego co nie zacznie Żyleta - zaraz wrzeszczę z nimi. No chyba, że to któraś z dłuższych przyśpiewek, które jeszcze nie do końca znam, bo nie są śpiewane tak często. Wtedy tylko nadstawiam uszu, ogarniam szybciutko słowa i zaraz dołączam. No dobra, czasami przerywam a to na łyka wody, a to popatrzeć, co się dzieje na boisku ("No K@%!&#, nie wpuszczajcie ich tak łatwo w pole karne!"), ale generalnie...

Cały stadion tańczy z nami, cały stadion tańczy z nami

Tuż przed meczem była taka dyskusja z koleżanką taty, z którą się zabrałam na mecz: "Nie zimno ci Ula będzie? Trochę późno jest..." "Ależ skąd! Ta kurtka jest całkiem ciepła, a poza tym będzie gorąca atmosfera na meczu!" Fakt, Żyleta umie też zadbać o pozostałych kibiców. Teraz jest jeszcze wrzesień, ale na przykład w zeszłym sezonie na meczu LE z PSV Eindhoven byłam w połowie lutego, a mecz się zaczął 21:05. Mrozy jak nie wiem. A kogo to obchodzi... Po co wydawać na centralne ogrzewanie, skoro i tak najlepszym sposobem na mróz jest zbiorowa labada! Jeden z najfajniejszych momentów całego meczu. Generalnie lubię tańczyć, ale jakbym na którymś treningu się przyznała, że czasami lepsze od jakichś skomplikowanych choreografii hiphopowych czy jazzowych jest zwykłe podskakiwanie - bo do tego sprowadza się labada stadionowa - to chyba by mnie ktoś zadźgał. No chyba, że wcześniej zaciągnęłabym go na mecz - bo nie wierzę, żeby stojąc na trybunach Ł3, kiedy wszyscy czują się sobie niewiarygodnie bliscy i chwytają za ramiona, żeby razem poskakać, nie poczuć duszy tego "tańca". Jeden z najlepszych rozruszników atmosfery na stadionie, bo Żyleta Żyletą, ale reszta trybun też musi być aktywna! Ale na szczęście aktywizować ją legijni ultrasi potrafią - jeśli akurat cały stadion nie tańczy z nami, to przynajmniej odpowiada. No to wszyscy razem: "KTO WYGRA MECZ?"

9... 8... 7... - jak się odpowiednio skupi, to słychać gniazdowego. 6... 5... 4... Oho, coś się kroi, trzeba patrzeć na Żyletę. 3... 2... 1... WOW. OMG. I JESZCZE RAZ WOW. Niby widziałam oprawę z racami już wiele razy, ale nadal robi ona na mnie niesamowite wrażenie. Ręką sięgam do kieszeni po telefon, żeby jakoś ją uwiecznić, ale szybko okazuje się, że wbudowany aparat nie zadziała przy tak słabym poziomie baterii, do jakiego doprowadziłam moją komórkę, więc praktycznie na oślep wciskam ją z powrotem do spodni, byleby nie odrywać wzroku od kliku rac świetlnych płonących na trybunie północnej. Co się dzieje na boisku? Nie mam pojęcia. Te światła wydają się niby zwyczajne, trochę pirotechniki, nic więcej... a jednak ich blask jest tak hipnotyzujący, że tego wręcz nie da się opisać.

"Przypominamy o całkowitym zakazie używania środków pirotechnicznych na trybunach"... Och, naprawdę, nie możesz się raz zamknąć? Nie widzisz, jak to niesamowicie wpływa na całą atmosferę? Nikomu nic się nie dzieje, żadna krzywda, poza tym, że efekt jest taki, jaki rzadko gdzie można zobaczyć... Nie jestem typem osoby, która "JP na 100%" i w ogóle nie obchodzi mnie, czy coś jest zabronione, sama wszystko wiem najlepiej, a zasady są po to, żeby je łamać. Potrafię przyjąć do siebie zakazy. Ale tylko pod warunkiem, że są odpowiednio i zrozumiale uzasadnione. Zakaz używania pirotechniki w oprawach meczowych jest oparty na zasadzie "nie, bo nie". "Nie, bo my tak mówimy". "Nie, bo chcemy wam koniecznie pokazać, że jesteśmy od was lepsi i mocniejsi i dlatego będziemy was wkurzać". Dlatego chrzańcie się. Race - zwłaszcza takie, jak na ostatnich derbach - dają nieziemski efekt. Dlatego nie dziwcie się, że są używane. I póki żadna z nich nie spadnie na boisko - nadal czekam na racjonalne argumenty, dlaczego są złe. W międzyczasie, pozwólcie że nadal będę się wpatrywać w cudownie oświetloną Żyletę.

Po kilku chwilach śledzę akcję Polonii, która niebezpiecznie zbliżyła się do bramki Kuciaka. Na szczęście w porę udało się wybić piłkę. Znowu odwracam głowę w kierunku pola karnego Polonii, a za nim również Żylety.

Tuż pod zadaszeniem widać delikatne resztki dymu. Na mej twarzy pojawia się mimowolny uśmiech.

"No dalej, wybij ta piłkę, Łukasik, trzymaj ją... mówiłam trzymaj! No leć po nią teraz, wracaj się! Uważaj! Tylko żeby nie... K@#$%&*! MAĆ!" Tak mniej więcej wyglądała 29 minuta meczu z perspektywy trybun. Z perspektywy dziennikarza Onetu - "Na trybunach nie do końca wypełnionej areny zapanowała konsternacja." Bzdury pan gada, panie dziennikarzu. Spiker odbębnił o bramce dla gości, bo musiał, odbębnił też o żółtej kartce za zdjęcie koszulki (nadal nie rozumiem istoty tego przepisu), a Żyleta dalej swoje...

Legia Legia Legia Legia gol, Legia gol, Legia gooool...

Doprosili się. "Dajecie pod ich bramkę! Ale szybko mi tu! Lecisz Kosa, biegiem chłopie, już blisko, i... NO EEEEEEEJ! MARCINIAK....ufff, ocaliłeś życie. Tylko teraz Ljuboja błagam, strzel to, błagam strzel, błagam strzel, błagam strzel....JEEEEEEEEEEEEEEEST!!!!"

Na trybunach euforia. Ludzie rzucają się na siebie, jakiś chłopiec wskakuje ojcu w ramiona... Też miałam olbrzymią ochotę wyściskać wszystkich ludzi w promieniu 4 miejsc ode mnie, ale byłoby to dość dziwne. Jednak z mojej perspektywy zdecydowanie uzasadnione - tak się składa, że od 5 meczów, czyli ponad roku, we wszystkich starciach, jakie oglądałam na żywo z Łazienkowskiej, "Wojskowi" nie strzelili nawet gola. Kiepskich rywali sobie wybierałam. No cóz, trzeba było iść na jakiś GKS czy inny taki wynalazek. Jak się chodzi na PSV Eindhoven czy Borussię Dortmund (nawet taką udawaną), to nie ma co się dziwić, że Legia przegrywa. No ale z klubem trzeba być zawsze. Jakbym nie poszła na mecz z Holendrami, to bym nie doświadczyła najpiękniejszej chwili, jaką widziałam na Pepsi Arenie, nie licząc wszelkich wykonań "Snu o Warszawie". Ciemna noc, 10 minut do końca meczu, Legia w osłabieniu i z trzema golami w plecy... Żyleta drze się na całe gardło: "Trzy do zera to za mało by kibiców zabolało...". To najbardziej kocham w piłce. Wierność klubowi na dobre i na złe. Dlatego i w złych chwilach warto być blisko. Nie zmienia to jednak faktu, że chętnie bym obejrzała wreszcie, jak wygląda Łazienkowska, gdy Legia zwycięża, więc z tego gola ucieszyłam się jak oszalała. A darłam się, nawet jak na meczowe podniesione standardy, ogromnie.

Mistrzem Polski jest Legia, Legia najlepsza jest...

Im bliżej było końca pierwszej połowy, tym uważniej śledziłam również wydarzenia boiskowe. Być może dlatego, że po wyrównaniu natychmiast należało pójść za ciosem - w końcu po raz kolejny mamy mecz, który wręcz trzeba wygrać. Na Żylecie i tak nie działo się już zbyt wiele - na zakończenie przyśpiewki były głównie te krótkie i znane przez wszystkich, więc nawet bez większego namysłu mogłam je powtarzać, jednocześnie nie odrywając wzroku od meczu. Chociaż to ostatnie kończyło się głównie na tym samym. No strzelaj wreszcie, ile będziesz stał w tym polu karnym! Ta, pięknie, tylko czemu znowu nad poprzeczką! Dajesz chłopie, pędzisz pod tą bramkę! No k****, czemu znowu to samo! Uff, chociaż rożny... Ale ile razy będziecie dosrodkowywac do Pawełka! "Uprzejmie prosimy o tfyasfafhsdahdfafhajskdfhsd..." A nie, to akurat jakaś babka z głośników. Ale o co chodzi i dlaczego wszyscy gwiżdżą? "Uprzejmie prosimy o nie zastawianie przejść ewakuacyjnych oraz zdjęcie niewymiarowej flagi". Aaa, o to chodzi, już rozumiem. "Uprzejmie prosimy o nie zastawianie przejść ewakuacyjnych oraz zdjęcie niewymiarowej flagi". No dobra, już słyszeliśmy... "Uprzejmie prosimy o nie zastawianie przejść ewakuacyjnych oraz zdjęcie niewymiarowej flagi". JASNE, MOŻESZ SIĘ WRESZCIE ZAMKNĄĆ? Ooo, podziałało. Jezu, tych ludzi już do końca pogięło. No dajesz, dajesz, strzelaj... k****!

Zostaw kibica, hej k...wo zostaw kibica...

Ale że co? Co tam się właściwie dzie... NO NIE. Tylko mi nie mówcie, że te... nie będę się wyrażać, żeby nie używać niecenzuralnych słów, wyprowadzają kibiców z Żylety! Ani mi się ważcie ich ruszać, co to za derby bez nich! Co to w ogóle za doping bez nich! No hej, słyszycie co się do was mówi? No zostaw kibica! Nie ruszaj! Odczep się! No please, tylko nie Żyleta... Co będzie z atmosferą? Ejjj nie, ja się na to nie zgadzam... Czy ktoś tam mógłby mi odpowiedzieć?

"Pierwsza połowa meczu zakończyła się. Wynik do przerwy - jeden-jeden. Taa, dzięki. Zdecydowanie o taką odpowiedź mi chodziło.

My kibice z Łazienkowskiej nie poddamy się...

Tak ze smutnych rozważań w trakcie przerwy wyrwał mnie początek drugiej połowy. No brawo, czyżby jednak... Zaraz, chwila. To z zupełnie drugiej strony nadciąga... No tak, jak Żyleta nie może, to zawsze jest trybuna południowa :). Zawsze jest reszta stadionu. Tak jest policjo, tak jest wojewodo, próbuj dalej. Nie wiem, co zamierzasz teraz zrobić, ale wiem, że i tak ci się to nie uda. Zamkniesz Żyletę, to dopingować będzie południowa. Zamkniesz południową, zostanie wschodnia. Zamkniesz wschodnią - ostatecznie są jeszcze sektory rodzinne. VIPy pomijam, one nigdy nie będą dopingować. Siedzą w tych swoich odgrodzonych lożach i się gapią. To po co w ogóle przychodzą na stadion? Ale poza VIPami, wszyscy jesteśmy razem z Żyletą i z Legią. A jak zamkniesz cały stadion, to będziemy się zbierać pod bramkami i dalej krzyczeć. Serio, widziałam jak pozamykali stadiony po tym feralnym meczu w Bydgoszczy. Akurat w telewizji leciał ten mecz Lecha, który grali przy pustych trybunach. Poza tym, że żałośnie to wyglądało, to nadal było słychać parę okrzyków. Mimo, że na stadionie były pustki. Ale ludzie stali pod stadionem, i nawet stamtąd ich krzyki dobiegały płyty boiska. A spod stadionu nikt nas, kibiców, przepędzić nie może. Dlatego co byście nie robili, my tam będziemy. My kibice z Łazienkowskiej nie poddamy się!

-Za nasze miasto!
-I za te barwy!
-Oddamy całe życie swe!


Taak, Żyleta też tuż po chwili wróciła. I znowu było widać, że robią różnicę. To znaczy, inaczej - jak południowa przez chwilę prowadziła doping, nie można było mieć żadnych zastrzeżeń. Przyśpiewki głośno, śpiewane przez całą trybunę i ludzie na wschodniej chętnie dołączali i wydawało się, że tak się spokojnie zastąpi największych ultrasów. Aż dopóki ci się nie przyłączyli. Jak huknęli, to znowu można było mieć wrażenie, że stadion się trzęsie. No i tylko oni prowadzą dialogi z resztą stadionu, a ja je uwielbiam, pewnie dlatego, że wtedy widzę, że wszyscy naokoło mnie też śpiewają. Hmmm... chyba muszę poważnie zastanowić się nad zmianą miejsca. Albo nauczyć się śpiewać tak, żeby inni zaraz dołączali. Albo po prostu podziwiać, co tam dalej wytwarza Żyleta.

Woow, ognisko! Ale jakie! Normalnie ognisko płonie między rzędami! Nie jest to taki efekt jak race, ale też fajnie tak popatrzeć na ogień palący się jak gdyby nigdy nic na trybunie. Chociaż w sumie tak teraz to się zastanawiam jak oni pilnowali tego ognia, bo pożar na Żylecie to niekoniecznie jest to, czego bym chciała najbardziej. I chyba nie tylko ja. Chociaż z drugiej strony...

"Uprzejmie prosimy o ugaszenie ognia na trybunie północnej".

Niech żyje wolność, wolność i swoboda...

"Uprzejmie prosimy o ugaszenie ognia na trybunie północnej".

Niech żyje zabawa, i Legia Warszawa...

Hahahaha. Teraz to już na pewno nikt się was nie będzie słuchał. Już i tak oprawa derbów była taka, że na pewno - biorąc pod uwagę ostatnie zabraniające niemal wszystkiego wytyczne - zamkną najważniejszą trybunę na stadionie, więc teraz to raczej kibicom generalnie zwisa, czym im pogrozicie. Jak to ostatnio usłyszałam - skoro i tak zrobią wszstko, żeby zamknąć Żyletę, to niech chociaż będzie wiadomo, za co to robią. A derby to idealna okazja, a nawet wręcz obowiązek, żeby doping zorganizować na najwyższym możliwym poziomie. I fakt, co jak co, ale w ten magiczny piątek cała Żyleta o co najmniej połowa kibiców na reszcie stadionu, wszyscy ultrasi i co najmniej połowa zwykłych kibiców, a nawet pikników, spisali się rewelacyjnie. Pokazali szczyt swoich możliwości. Każdy, kto zastanawiał się nad pójściem, a ostatecznie się nie wybrał, niech żałuje; każdy, kto nigdy nie chciał takiego meczu zobaczyć, niech już zacznie planować wyjście na następny - to jest widowisko, którego trzeba doświadczyć przynajmniej raz w życiu. A w moim przypadku - najpewniej będą to już każde kolejne derby, jakie się odbędą. I pomyśleć, że jeszcze niedawno te derby mogły w ogóle się nie odbyć, a ja jeszcze na początku się z tego cieszyłam! O nie, ani razu więcej. Rok bez derbów to rok stracony, bo drugiego takiego widowiska kibice nie zrobią na żadnym innym meczu.

"Mecz Legia-Polonia zakończył się. Wynik końcowy - jeden-jeden." Że niby już koniec? No weźcie, jeszcze troszkę, przecież Legia co pół minuty jedzie na bramkę! To jak w meczu z Podbeskidziem, ten gol zaraz wpadnie, no już za chwilkę... Niee, dlaczego schodzicie? No panie sędzio, weź nam pozwól jeszcze moment zagrać... Ech, nie ma szans. Czas minął, strzały nad poprzeczką nie dadzą ci wygranej. Remis. Znowu. Tak, jeśli derby mają jakieś słabe strony, to zdecydowanie ich wyniki. Urban nie przerwał swojej serii, zanotował czwarty z rzędu remis z Polonią. Co gorsze, ja nie przerwałam swojej serii, zanotowałam szósty z rzędu mecz na Ł3 bez zwycięstwa Legii. To znaczy wszystkie jakie do tej pory widziałam. (Żeby było bardziej chamsko, dwa razy chciałam iść na mecz i jęczałam w domu pół tygodnia, a tata upierał się, że nie chce albo nie może. Oba mecze zakończy sie zwycięstwami Legionistów). Chyba koniecznie muszę się wybrać na jakiś GKS czy inną Lechię, i jak nadal nie wygrają, uwierzę że to jakaś klątwa albo coś. Ale wtedy musiałabym przestać chodzić na mecze, więc... please no, please no, please no... No, może do wad derbów można zaliczyć kolejną rzecz odkrytą w piątek - że jak na mecz przychodzi 26 tysięcy ludzi, to ciężko wsród nich spotkać jedną konkretną, prawda Julka? :). Hmm, chyba po raz kolejny pozostaje wybrać się na jakiś GKS czy inną Lechię, może wtedy będą lepsze warunki do spotkań - jakaś niedziela, godzina siedemnasta albo co... ;)

Wchodźcie śmiało, jest nas mało..

Takie okrzyki kierowali w kierunku przystanku, na którym stałam, kibice stłoczeni w autobusie bardziej niż śledzie w beczce, kiedy zastanawialiśmy się, czy do środka wejdą jeszcze trzy osoby, czy jednak poczekać na następny. Zaproszenie było jednak wyraźne - i wtedy zdałam sobie sprawę, że koniec meczu Legia-Polonia nie oznacza jeszcze końca derbów. I tak oto, dociskana z jednej strony przez drzwi, z drugiej przez jakiegoś kolesia, a z trzeciej przez szybę, próbowałam dorzucić swój wkład w rozbrzmiewające na cały autobus kolejne to przyśpiewki. Swoją drogą, bardzo ambitni byli to fani. Wszyscy są ściśnięci tak, że palcem ruszyć nie można, a gdy drzwi się otwierają na przystanku, część wręcz wypada na chodnik, bo jest taki tłok, że najmniejsza zmiana położenia powoduje natychmiastową utratę równowagi - no to co śpiewamy? "Kto nie skacze ten z policji hop hop hop!" :). A jeszcze śmieszniejsze jest to, że wyszło! O tym, że autobus był eskortowany przez dwa wozy policyjne, wspomniałam? Ale nagroda mistrza organizacji dla pana, który cztery razy próbował wymusić na drugiej stronie autobusu, żeby odpowiadała na wezwania - dwa pierwsze razy "Druga strona odpowiada" nie było tam nawet słyszalne, bo druga strona była zbyt zajęta śpiewaniem tego, co sami akurat zaplanowali, a gdy za trzecim zamilki, aby już dać mu spokój i odpowiedzieć, tuż po wezwaniu słychać było tylko ciszę i słabe ".... no i co dalej?". A już totalne gratulacje, kiedy wymusił ciszę po drugiej stronie po raz czwarty... i nadal nie przygotował sobie, na co właściwie mają odpowiedzieć. Całe szczęście że już wtedy ktoś mu przyszedł z pomocą, i zaraz cały autobus znowu huczał.

Warszawa, Warszawa Warszawa, CWKS Legia, Warszawa Warszawa... Stłoczeni legioniści to jedna wielka rodzina.

"No dobra ludzie, teraz jeden przystanek cisza na zbieranie oddechu i na Placu Bankowym na cały głos Rzeki przepłynąłem!" Pomysł był dobry, ale fani po derbach przecież nie są w stanie siedzieć cicho nawet przez 10 sekund, więc wykonanie się nie powiodło, i tak każdy krzyczy swoje. Ale i tak wystarczyło, żebym mogła być wręcz zachwycona widząc miny ludzi stojących na przystanku, czekających na autobus i nie spodziewających się, że najedzie im pojazd wypchany do ostatniej deski kibicami :). Wystarczyło, żeby się zasmucić, słysząc "to już nasz przystanek Ula, wysiadamy".

I kierowca też, i kierowca też, kibicuje CWKS!

Czy jakoś tak. Tym tekstem rozbrzmiewał autobus w chwili, gdy z niego wysiadałam. I straszna szkoda, że nikt z nich nie zauważył, że ubyło kilku kibiców, bo wysiadając miałam ochotę odkrzyknąć im wszystkim "Do-wi-dzenia! Do-wi-dzenia!". No ale nikt z nich by tego nawet nie zauważył, więc byłoby to trochę dziwne. Tak więc szłam dalej, nucąc jeszcze w głowie "Rzeki przepłynąłem"...

...żeby ciebie spotkać gdzieś na Muranowie, żeby tobie k...wo poskakać po głowie...

Urocza piosenka o Polonii, czyż nie? Niespodzianka, moja droga do domu wiedzie akurat przez Muranów! "Podobno tam jakieś zamieszanie poloniści robią, lepiej schować barwy.." Tak się słyszało jeszcze przed stadionem. "Schować barwy? Jeszcze czego! Mogę im najwyżej zaśpiewać co nieco w twarz!" Tak odpowiedział mój brak instynktu samozachowawczego. Niestety ani jedno, ani drugie nie miało racji, ponieważ poloniści chyba gdzieś się zmyli i wkrótce bez żadnych problemów znalazłam się już w domu. Po to, żeby się przekonać, że chociaż wszystko już minęło, to atmosfera derbów jest tak niezwykła, że unosi się w powietrzu jeszcze długo.

Unosi się, kiedy przekraczasz drzwi domu nucąc stadionowe przyśpiewki.
Unosi się, kiedy o godzinie 24 wreszcie jesz kolację, a w głowie nadal i tylko Legia, Legia Warszawa.
Unosi się, kiedy kładziesz się spać, a serce cały czas ci drży, jak świeżo po wyjściu ze stadionu.
Unosi się, kiedy następnego dnia, oglądając hit Bundesligi, czujesz dziwne mrowienie wewnątrz, aż nagle orientujesz się, że to nie sprawka Bayernu ani Schalke, to twój mózg nadal podświadomie śpiewa o Legii - tak podświadomie, że nawet przestajesz to czuć, staje się to dla ciebie jak oddychanie.
Unosi się, kiedy zbliża się mecz Barcy, twojej ukochanej drużyny z zagranicy, i już śpiewasz w głowie jej hymn, kiedy nagle postanawiasz dla porównania zanucić i "Sen o Warszawie" - a kiedy kończysz go śpiewać, samej, w myślach, bez dającego zwykle najlepszy efekt tłumu kibiców - dobre pół minuty stoisz i czujesz, że ręce ci się trzęsą, przed oczami mrowi i patrzysz się przed siebie jak zahipnotyzowana.

Czujesz, że wprowadziło cię to w stan transu.

A biorąc pod uwagę moje upodobania muzyczne, jeśli zastosowałam to określenie, to oznacza naprawdę nieziemską sytuację.


Jest tylko jedna kochana drużyna, której dawno oddałem serce swe...

No dobra, może nie tak dawno. Ale po takich wrażeniach - zdecydowanie na długo.

Chociaż w sumie, czy na pewno drużynie?


Czy raczej jej fanom...

2 komentarze:

  1. Kurczę, ale właśnie moją obecną bolączką są kibice z Żylety. Bo ja byłam na meczach zeszłego sezonu rundy jesiennej, na praktycznie wszystkich oprócz PP w rundzie wiosennej, i z każdym meczem to kibicowanie się... zmienia. W jesiennej było świetnie, wszyscy śpiewali, stali, cieszyli się z każdego - nawet przegranego - meczu. W wiosennej - spoko, na początku było nieźle, zwłaszcza w styczniu i lutym, bo nawet na takim ŁKSie wszyscy potrafili się zebrać, spiąć i śpiewać. A wraz z wynikami kibicowanie było coraz gorsze. Mniej osób, więcej konfliktów z policją, obsługą stadionu... No i jesteśmy we wrześniu 2012, gdzie podobno, jak mój tata mi zrelacjonował, na meczu z Rosenborgiem wszyscy stali, śpiewali, tańczyli i zdzierali gardła, a mnie oczywiście tam nie było. I 21 września 2012, gdzie są derby, na których byłam, już drugie, które widzę na żywo, jest... po prostu słabiej niż na pierwszych i tyle. Nie jestem pesymistką, to było widać. Pamiętam moje pierwsze - to skakanie z radości, gdy zobaczyłam, że będzie oprawa, uśmiechanie się na widok mojego miejsca, które było bardzo blisko Żylety, głośnie śpiewanie, ciarki przy hymnie i łzy w oczach (poważnie, miałam łzy w oczach o.O). I dzisiaj też zamierzałam śpiewać tak głośno, jak to tylko możliwe, ale czułam się idiotycznie, gdy obok mnie ludzie siedzieli cicho, a ja darłam się jak nigdy. Więc ograniczyłam się do... mruczenia. A potem przyszła jakaś dziewczyna na wolne miejsce obok mnie, tak na oko miała ze 24 lata, i trochę rozruszała towarzystwo. A jako, że południowa to taka druga Żyleta (chociaż nie do końca), to kompletnie nie rozumiałam, czemu inni tylko burczą pod nosem te przyśpiewki. Albo, że nie znają "Dziś zgodnym rytmem biją nam...", mojej najnajnajnajulubieńszej przyśpiewki, którą ja wykrzyczałam, a inni mieli zamknięte buzie i rozglądali się dookoła lub wbijali wzrok w boisko kompletnie ignorując śpiewy. Naprawdę, muszę się przenieść na jakieś miejsca obok Żylety, bo to, co teraz wyprawia się na południowej, to jest masakra.
    Poza tym, derby bez gości to nie derby, bo nie ma motywacji do śpiewania.
    Przepraszam za takie rozpisanie, ale musiałam się wyżalić XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ja tak mam, że co jak co ale jedną z części atmosfery debów jest dla mnie też to, że staję się bezkrytyczn i wszystkim naokoło się zachwycam, więc.. stąd taki klimat relacji :D Szczerze? Trochę dziwne, bo akurat jak ja patrzyłam co jakiś czas na południową, to dośc dużo się działo, więc może akurat słaby sektor sobie wybrałaś, nie wiem ;o. Ja siedzę praktycznie za kazdym razem na wschodniej (to jeszcze pozostałości po chodzeniu na mecze z tatą, który jest takim trochę piknikiem i pokrzyczeć moze, ale jednak przede wszystkim chce popatrzec na mecz) i tam często jest tak, że dookoła mnie albo ludzie tylko coś mruczą, albo wgl siedza cicho, i tylko znajdzie się zawsze jakis 1 czy 2 facetów którzy się tym nie przejmują i wrzeszczą na całe gardło. Dla mnie to dobrze, bo wtedy przynajmniej wyraźnie słyszę treści nowych przyspiewek i szybko się ich ucze :D I generalnie staram się nie przejmowac tym, czy wokół mnie śpiewają, czy ie - ale fakt, chyba na PSV byłam praktycznie tuż przy północno - wschodnim narożniku boiska, i to jest w zasadzie przedłużenie Żylety, atmosfera podobna ^^.
      I generalnie jak tak czytam twoje wyzalanie sie, to mówisz, że o Żyletę chodzi, a tak właściwie to cały wpis jest o południowej, wiec juz nie ogarniam :D
      Przyspiewki mogli nie znać, ja w sumie jakoś rzadko ją słyszę na stadionie, chyba nie jest taka popularna jak inne.
      Tylko zgadzam się z tobą, że jakby wpuścili polonistów, byłoby duzo ciekawiej, bo przynajmniej jest z kim rywalizować na trybunach ^^

      Usuń